Rozdział 9
Pozwólcie, że ja przy niej będę...
♫ ♫ ♫ ♫ ♫
*Dalajlana*
Wstałam z łóżka i ruszyłam do łazienki. Jak każdego dnia ubrałam się w roboczy strój i wykonałam wszystkie poranne czynności, a później zeszłam na dół. Weszłam do kuchni, gdzie znajdowała się cała rozgadana siódemka- zespół, Jessica i Layla, która automatycznie ucichła, gdy mnie zobaczyła. Zmierzyłam ich tylko wzrokiem i rzuciłam:
-Możecie gadać, przecież nic wam nie zrobię.- mimo to nadal się mi bacznie przyglądali, oprócz Zayna, który siedział z opuszczoną głową. Był nieobecny, obdarzył mnie tylko jednym krótkim smutnym spojrzeniem, po czym wrócił do powtórnego grzebania w jedzeniu.Westchnęłam głośno i napiłam się kawy, a później wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Obeszłam dom i posesję dookoła, patrząc uważnie czy choć najmniejszy szczegół nie uległ zmianie. Na szczęście wszystko było dobrze, więc udałam się do garażu. Odpaliłam swojego SUV-a i ruszyłam na patrol. Przez dwie godziny jeździłam po centrum, a później po innych dzielnicach...
*w tym samym czasie*
*Layla*
Lana trzasnęła drzwiami i wyszła. A po chwili usłyszeliśmy jak odjeżdża gdzieś samochodem.
-Gdzie ona pojechała?- spytał Niall.
-A która jest godzina?- zapytałam się przed udzieleniem odpowiedzi na pytanie Horana.
-Dochodzi 10.
-Cholera, pojechała na patrol.- powiedziałam trochę zdenerwowana.
-Co jej strzeliło do głowy? Przecież nie powinna jeździć sama, szczególnie teraz.- dodała równie poirytowana Jess.
-Ej, a co to jest cały ten patrol?- spytał Louis.
-Co, ku*wa filmów kryminalnych nie oglądałeś nigdy?- wrzasnęła Jess.
-No, sorry. Chciałem się tylko upewnić.- dodał skruszony Lou.
-Ej, Jess. Spokojnie. Mamy się nimi opiekować, a nie odwrotnie. Więc się już uspokój. Zobaczysz, że Lanie nic nie będzie.- uspokoiłam Jessicę. Nic nie powiedziała, tylko wróciła do sprzątania po śniadaniu.
-Layla a możemy pograć w Fife?- spytał niepewnie Harry.
-Jasne.- odparłam obojętnie, a oni pobiegli do salonu. Jednak nie wszyscy. Został tylko Styles, który patrzył się na nas wymownie i po chwili zaproponował:
-A wy macie może ochotę z nami pograć?- Popatrzyłyśmy na siebie z Jess z zaciekawieniem w oczach, a później wzruszyłyśmy ramionami i po chwili namysłu powiedziałam:
-W sumie, Jess patrz od tak dawna się nie bawiłyśmy. Możemy się raz na jakiś czas powygłupiać.- Jessica się zaśmiała i przyjęła moją propozycję z entuzjazmem, po czym w trójkę śmiejąc się udaliśmy się do reszty. Dawno tak nie spędzałam czasu jak z chłopakami. Wnieśli oni do naszego domu duuużo radości. Ten dzień zapamiętam na zawsze.
*w tym samym czasie*
*Dalajlana*
W samym sercu Londynu wszystko jest w porządku. W bogatych dzielnicach też. Zostało mi tylko sprawdzić najgorszą część Londynu. Gdy dojechałam na miejsce, zaparkowałam samochód i wysiadłam. Musiałam ją obejść dookoła. Do tej pory zawsze byłam tu z którąś z dziewczyn, ale dziś postanowiłam przyjść tu sama. Wkurzyło mnie to, że wszyscy myślą, że nie mam uczuć, że jestem oschła i w nadmiarze pilnuje dyscypliny. W oczach chłopaków widzę, że się mnie boją. A to nie o to chodziło.
Od godziny chodziłam po całej dzielnicy i nie zauważyłam żadnych zmian. Ostatnim punktem mojego "zwiedzania" był opustoszały park. No, ale cóż. Musiałam. Byłam gdzieś w połowie tego placu kiedy zza drzewa wyskoczyło i przycisnęło mnie dwóch mężczyzn. Rozpoznałam w nich ekipę Scotta. Leżałam na ziemi przytrzymywana przez silną dwójkę. W pewnym momencie ujrzałam nad sobą twarz Scotta. Śmiał mi się prosto w twarz. Prychnęłam.
-Zadowolony?- spytałam z ironią w głosie.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.- odparł z dumą w głosie. Próbowałam sięgnąć po pistolet, który znajdował się w tylnej kieszeni, ale Blank chyba zauważył moje starania i on jako pierwszy wyciągnął gnata i strzelił prosto we mnie. Potem uciekli i zostawili mnie samą. Czułam jak kulka wbija się w moją nogę. Tym razem się im udało. Byłam bardzo słaba. Podniosłam się z ziemi i kuśtykając udałam się do samochodu. Nogę owinęłam kawałkiem jakiegoś materiału, bo bardzo krwawiła. Wsiadłam i odpaliłam auto. Jeszcze nie wiedziałam jak dam sobie radę poprowadzić SUV-a, ale wiedziałam to, że sama muszę wrócić do domu. . Jechałam bardzo ostrożnie i nie używałam poszczelonej nogi. Po 30 minutach dotarłam pod dom. Nogę miałam całą we krwi. Dokuśtykałam się do drzwi, a potem weszłam do środka. Krzyki i odgłosy radości dobiegały z salonu, a kiedy trzasnęłam drzwiami na moment ustały. Jessica krzyknęła:
-Wszystko w porządku?
-Oczywiście, jak zawsze.- odparłam i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń. Jednak się nie doczekałam, więc poczłapałam na górę. Dotarłam do łazienki i tam odwinęłam materiał. Rana wyglądała okropnie. Chciałam coś z tym zrobić lecz nie miałam siły. Straciłam za dużo krwi. Siadłam tylko na podłodze, oparłam głowę o ścianę i walczyłam z powiekami, które same mi się zamykały.
*Harry*
Istny dom wariatów. Dziewczyny są na prawdę fajne. Wyszedłem z salonu, aby udać się do kuchni po picie. Kiedy na podłodze na korytarzu dostrzegłem ogromne czerwone plamy. To była krew? Z przerażenia wrzasnąłem:
-Cholera!!!
-Co się dzieje Harry?- spytała spokojnym głosem Layla.
-Chodźcie tu szybko!
-Spokojnie, przecież się nie...- nie dokończyła bo weszła na korytarz i dostrzegła to samo co ja. Po chwili zjawili się pozostali i oni też zaniemówili. Po kilku sekundach Layla tak jakby się ocknęła i krzyknęła biegną już na górę:
-Ku*wa! Lana!?- nie otrzymała odpowiedzi. Wszyscy pobiegliśmy za nią. Na podłodze wciąż ciągnęły się czerwone plamy krwi, które doprowadziły nas do łazienki. To co tam zobaczyłem przeraziło mnie niemiłosiernie.
*Layla*
Wbiegłam do łazienki. Pierwsze co zobaczyłam to ogromnie dużą plamę krwi, w której siedziała półprzytomna Lana.
-Jess, ona jest ranna. Dzwoń po Max'a szybko. Jej tętno jest słabe!- rozkazałam i spojrzałam na chłopaków.- Idźcie stąd. Lepiej, żebyście tego nie widzieli.- dodałam, ale oni i tak zostali. Byli całkowicie przerażeni, ale teraz najważniejsza była Lana. Odwróciłam wzrok w jej stronę i powoli do niej mówiłam. Nie mogła zamknąć oczu. Po około 10 minutach zjawił się przy nas Max. Był on zaprzyjaźnionym lekarzem, który mieszkał kilka domów dalej. Wyszłam z łazienki, a zamiast mnie do środka weszła Jess. Musieli ją uratować. Zamknęłam drzwi i poszłam do chłopaków, którzy stali teraz w przedpokoju. Gdy zobaczyłam ich skruszone miny zachciało mi się płakać. Ale musiałam być silna.
-To nasza wina.- odezwał się Zayn.
-Ej, Zayn. To nie prawda. To nie przez was. Taka jest nasza praca.- pocieszyłam go, ale chyba na marne.
-Przepraszam, ale ja nie potrafię. Pójdę na chwilę do siebie.- powiedział Louis. I każdy z nich poszedł do swojego pokoju. Został tylko Zayn.
-I wiesz co jest najgorsze? - zapytał retorycznie i kontynuował dalej.- Najgorsze jest to, że ja ją cholernie kocham i nie potrafię jej w żaden sposób pomóc. Ona nie chce nawet ze mną normalnie porozmawiać. A ja tak dłużej nie potrafię. Kocham ją, ale nie jak przyjaciółkę. Ona jest dla mnie całym życiem.- Nie wiedziałam co powiedzieć, przytuliłam go. Po chwili usłyszeliśmy jak otwierają się drzwi. Podnieśliśmy się jak opętani z podłogi i w mgnieniu oka stanęliśmy przy Jess. Max na rękach wyniósł Lanę i zaniósł ją do jej pokoju.
-Jess, co z nią?
-Rana po postrzale. Straciła dużo krwi. Ale na razie wszystko jest w normie. Jest przytomna, śpi. Musi odpocząć.- odparła.
-To może ja pójdę z nią posiedzieć. Będę ją pilnować.- zaproponowałam, ale wtrącił się Malik.
-Pozwólcie, że ja przy niej będę. To dla mnie ważne.- skinęłam głową, a on od razu udał się do niej. On ją naprawdę kocha. Poszłam do chłopaków i poinformowałam ich co się stało. Chcieli natychmiast ją zobaczyć, ale wytłumaczyłam im całą sprawę i wstrzymali się z tym. Potem poszłam zetrzeć ślady krwi.
*Zayn*
Gdy zobaczyłem ją taką słabą, serce mi się krajało. Tak bardzo ją kocham, a nie potrafię jej pomóc. Moja Lana. Muszę ja odzyskać....
Witajcie, skarby.
Teraz rozdziały są trochę szybciej niż wcześniej. Mam nadzieję, że wam to przypadło do gustu.
A jak się wam podoba rozdział?
KOMENTUJCIE!!!