niedziela, 29 grudnia 2013

Zapraszam na nowe opowiadanie.

Witam wszystkich. Chcę wam serdecznie zaprosić na nowe opowiadanie mojego autorstwa. Na blogu pojawił się już prolog i pierwszy rozdział. 


Zapraszam na:



Pozdrawiam, Dija ;) 


środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 12 ''(...) a z twoich oczu lały się łzy''


UWAGA: Przeczytaj notkę pod rozdziałem. / Agg


   Leżę. Przypominam sobie tamte chwile kiedy Zayn po mnie przyjechał, kiedy wynosili bezwładne ciało Layli. Kiedy zasypywali jej grób, pamiętam wstrząśnięte twarze wszystkich, mojego kochanego. Resztę następnych dni pamiętam jak przez mgłę. Wstałam, leżałam na łóżku, patrzyłam na sufit, krzyczałam, cięłam się, topiłam, piłam, ćpałam. Myślałam że choć jedna z tych czynności uśmierzy ból, ale nie. Z każdym dniem było coraz gorzej.Ale wytrzymałam, wytrzymałam te cholerne dwa miesiące.
   Pukanie.
- Mogę wejść? - to on, ten przed którym się otworzyłam w najmniej spodziewanym momencie, mówiłam mu jak go kocham, jakim był skurwielem, ile cierpiałam. Po prostu opowiedziałam mu wszystko co zawierał mój pamiętnik. Gdybym była trzeźwa nie zdobyłabym się na to nigdy, ale wtedy nie myślałam. Chciałam uśmierzyć ten ból, wpadłam na pomysł ze może jak opowiem mu to co leży mi na sercu to skończą się męczarnie?
- T-Tak - kiedy zaczęłam się jąkać? - Pewnie.
- Chciałbym się ciebie czegoś zapytać. - nerwowo przeczesał swoje włosy. - Może wyszłabyś gdzieś z tąd? No wiesz pomyśleliśmy że przydało by się nam wszystkim wyjście gdzieś, może do kina? - to tym się tak denerwował?
- Nie mogę. - odpowiedziałam i wróciłam do oglądania sufitu.
- Ależ możesz i chcesz. Siedzisz tu już dobre dwa miesiące, musisz stąd wyjść poznać świat na nowo... - to ostatnie dodał bardzo cicho.
- Po co? Żeby znów widzieć śmierć bliskiej osoby? Po to?
- Ale to nie twoja wina! Proszę chodź, dla mnie. - nie spodziewałam się tego wybałuszyłam oczy i otworzyłam usta, a on kontynuował. - Wiesz, co do tego dnia kiedy powiedziałaś mi co czujesz, chciałem ci powiedzieć to samo, ale zatkałaś usta, a z twoich oczu lały się łzy.. No a potem uciekłaś. Nie wiedziałem co o tym myśleć, wiesz jakie to trudne kiedy mężczyzna chce wyznać swoje uczucia, ale nie wie jak to odbierze jego ukochana? - zaśmiał się. - Oczywiście że nie wiesz. Ty nigdy nie miałaś z tym problemu, jesteś przecież taka piękna, taka cudowna, żadna kobieta nie ma z tobą szans, z ideałem nikt przecież nie ma szans. Nie wiem nawet po co to mówię, pewnie wiele chłopaków ci to mówiło i pewnie to już dobrze wiesz, ale.. Kocham cię, kocham najmocniej na świecie. I czuje że jesteś tą jedyną, którą będę kochał nad życie. Wiem że cie wiele razy już zawiodłem, ale pozwól bym był twoim księciem z bajki, pozwól bym mógł cie bronić w każdej chwili. Bym cię całował w twoje piękne usta które kuszą swoją wrażliwością i pięknością, proszę.. - nie patrzył się już w moje oczy tylko w podłogę, po tym jak to powiedział szybko się odwrócił i wyszedł. Tak po prostu. A ja? Siedziałam na łóżku z zaciśniętymi ustami w wąską linię, szlochając i próbując powstrzymać potok łez. Coś wewnątrz mnie wciąż krzyczało " Leć za nim!", " Na co czekasz? ", " Przecież go kochasz. ", " Chcesz go stracić na zawsze? ", " No już!". Szybko zerwałam się na równe nogi przez co się lekko zachwiałam, ale nie przejęłam się zbytnio tym. Wyleciałam z pokoju jak z procy. Wyjrzałam tylko na dół, a zobaczyłam Zayna jak otwierał drzwi wyjściowe i wychodził. Szybko pobiegłam na bosaka, gdy otworzyłam wrota ujrzałam Jego, jak mocował się z furtką, choć było zimno pobiegłam do Niego i złapałam za rękę. Nie wiedział kto to więc szybko odwróciłam go w moją stronę, był od mnie o głowę i pół wyższy, w ułamku sekundy przyległam swoimi ustami do jego lekko rozchylonych przez co wepchnęłam mu język, odwzajemnił pocałunek i objął mnie za pośladki i uniósł, dzięki czemu uczepiłam się nogami jego bioder. Oddaliliśmy się od siebie tylko na trzy centymetry, a ja wyszeptałam wprost do jego ust.
- Kocham Cię Zayn.









                                                                        ~ ~ ~

Eh, proszę o to wyczekiwany przez was rozdział. Mam nadzieję ze was nie zawiodłam. :/ Mam nadzieję ze informacja wam się spodoba: No więc 30 grudnia są moje urodzinki więc jeżeli ktoś lubi czytać różne jedno partówki to zapraszam 30 grudnia o godzinie 16:30 na tego bloga, bo wtedy dodam Imagina z okazji moich urodzin :) To chyba Wszystko :p Wesołych Świąt Dziewczyny!!/  Agg :)



niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 11 To nie może być prawda...

Rozdział 11 
To nie może być prawda...

Od tygodnia mogę już normalnie funkcjonować. Rana się zagoiła, została tylko blizna. Jednak mało mnie to obchodzi. Większe blizny mam na sercu. Właśnie. Zayn. Nie rozmawiałam z nim od dwóch tygodni. Cały czas staram się go unikać. Mimo to on nie daje mi za wygraną. Wciąż nalega i prosi o chwile rozmowy. Ale ja zawsze jakoś się wymiguje. Najtrudniej było, gdy jeszcze byłam cały czas w domu, lecz teraz gdy jest ze mną już wszystko dobrze porwał mnie wir "pracy". Praktycznie na okrągło nie ma mnie w domu. Mam teraz tyle zaległych spraw do załatwienia. Tyle zaległości... Właśnie wracam z Manchesteru, ponieważ byłam na spotkaniu z informatorem. Dowiedziałam się kilka interesujących rzeczy.... Właśnie wjeżdżam do Londynu i już na sam początek stoję w korkach. Po godzinie zaczynam się nieźle denerwować, gdy nagle słyszę dźwięk telefonu. Patrzę na ekran, numer zastrzeżony. Odbieram. Cisza, ale po chwili słyszę dobrze mi znany głos. Scott.

-Witaj Dalajlano.
-Przykro mi, ale nie mam dla ciebie czasu.- odpowiadam oschle i mam się już rozłączać, gdy słowa wypowiadane przez niego zaczynają mnie interesować.

-Hmm, nie masz czasu dla swojej przyjaciółki Layli? Rozumiem, że już od razu mam z nią skończyć? Tak?

-Co?- nie wiedziałam o co chodzi, ale gdy wreszcie zrozumiałam od razu krzyknęłam- Nawet nie waż się jej dotykać! 

-Ups! Za późno. 

-Powiedziałam, że masz się od niej odpierdolić?! Jasne? Zostaw ją, powiedz gdzie jesteście, zaraz będę.

-Opuszczona fabryka na obrzeżach. Wiesz gdzie.- odpowiedział, a ja dłużej nie czekałam tylko rozłączyłam się i od razu wybrałam numer do Zayn'a. Włączyłam głośno- mówiący i zaczęłam wyprzedzać samochody stojące w korku. Ta fabryka jest na drugim końcu miasta, mam mało czasu. Po pięciu sygnałach Malik odebrał. Na dźwięk jego głosu na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Cholera! Nie powinnam się uśmiechać. Powaga! Już lepiej.

-Zayn, słuchaj. Scott porwał Layle. Wy macie zostać w domu. Całe One Direction i Jesscia też. Zrozumiano? Ja jadę do niej.

-Tak, ale Lana... uważaj na siebie. Kocham cię.- powiedział drżącym głosem.

-Ja ciebie też.- powiedziałam cicho, mam nadzieję, że nie usłyszał. Potem zaraz rozłączyłam się. Nie zważając na inne samochody, czy też czerwone światła, pędziłam by ratować Laylę. Po 30 minutach, czyli naprawdę w ekspresowym tempie. Wysiadłam z samochodu i biegiem ruszyłam do wejścia. Po drodze wyciągnęłam pistolety i po chwili wpadłam już do miejsca, w którym była Layla. Weszłam do środka i w tym pomieszczeniu znajdowała się tylko ona. Była przywiązana do krzesła, który stał w centralnej części pokoju. Podbiegłam do niej i zaczęłam ją rozwiązywać, gdy nagle ktoś mnie złapał od tyłu i ciągnąć do tyłu. Od razu zrobiłam zamach łokciem i uderzyłam go w brzuch przez co mnie wypuścił. Jednak po chwili zleciało się jeszcze czterech chłopaków i zaczęłam się z nimi bić. Niestety przegrywałam. Wyciągnęłam więc pistolet i miałam strzelić, gdy usłyszałam głos Scott'a. 

-Lepiej tego nie rób.- podążyłam wzrokiem za jego głosem. Stał z pistoletem wycelowanym prosto w przywiązaną do krzesła Laylę. Krzyknęłam "Nie!". Wycelowałam w niego pistolet i strzeliłam. Jednak zanim dosięgnęła go kula, on też wystrzelił, a kula trafiła Laylę. Z obojga trysnęła krew. Chłopaki Blanka od razu ruszyli do ucieczki, a ja podbiegłam do Layli. Z jej brzucha lała się krew. Sprawdziałam tętno. Było ledwo wyczuwalne. Umierała. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po pogotowie. Pieprzyć wszystko. Po 10 minutach przyjechała karetka. Sanitariusze wbiegli na górę i od razu zajęli się rannymi. Jeden z nich wziął mnie na bok i podał leki uspakajające, bo nie byłam w stanie nic powiedzieć, cała się trzęsłam. Po chwili podszedł do mnie lekarz. Jego słowa nie docierały do mnie.

-Pani koleżanka nie żyje.- słowa odbijamy się we mnie echem. To nie może być prawda.- I jej napastnik również. 


Layla nie żyje. 
Layla nie żyje.
Layla nie żyje.
Layla nie żyje.

Layla nie żyje. 
Layla nie żyje.
Layla nie żyje.
Layla nie żyje.


Upadłam na kolana. Zaczęłam płakać. Jeden z policjantów, którzy nie wiem kiedy przyjechali wyprowadzili mnie z budynku. Nie kontaktowałam to nie może być prawda. Ja.. ja tego nie przeżyję. NIE! Policjanci próbowali się ze mną porozumieć, ale ja nie mogłam wydobyć głosu. Wyjęłam telefon z kieszeni i znów wybrałam numer Zayn'a. Odebrał od razu:

-Hallo? Lana? Wszystko w porządku?- spytał zaniepokojonym głosem.

-Zayn, proszę przyjedź po mnie.- powiedziałam i rozpłakałam się. Nie mogłam nic więcej powiedzieć....


To nie może być prawda.


kaya scodelario gif | Tumblr
C.D.N.

Witajcie. Trochę dramatyczny rozdział. Ale jak się wam podoba? 
Komentujcie, proszę!

piątek, 1 listopada 2013

Rozdział 10 Chcę ci tylko powiedzieć, że będę walczył.

Lana

                                                                                       
                                     

    Obudziłam sie z potwornym bólem nogi i głowy. Skrzywiłam sie na samą myśl o wczorajszym feralnym dniu. Potrząsnęłam głową lekko by nie myśleć o tym i próbowałam wstać. Ale coś, a raczej ktoś mi to uniemożliwiał. Tym kimś był Zayn, który jakimś dziwnym trafem spał obok mnie w samych bokserkach, które były lekko ściągnięte w dół i aż prosiły się by je ściągnąć. Dopiero po kilku minutach ocknąwszy się ogarnęłam że patrzę sie na niego z otwartymi ustami z taką pasją.. a na dodatek jestem prawie naga! Co stawia mnie w dwu znacznej sytuacji i gdyby nie moja postrzelona noga, wyglądało by to dziwnie. Zdjąwszy jego rękę z mojej piersi próbowałam stanąć, ale nie udało sie to. Westchnęłam.

 Jak na zawołanie Zayn się poruszył, a ja zaczęłam na niego krzyczeć co tu robi i żeby stąd wyszedł. Lekko zdezorientowany pognał za drzwi. Zauważywszy jakiś dzwoneczek na półce wzięłam go do ręki.
  Obróciwszy nim trzy razy w palcach zadzwoniłam. Po niecałych dwóch minutach pojawiła się przy mnie cała zgraja chłopców mówiąc mi że dziewczyny pojechały na zwiady. Martwiłam sie o nie. A co gdyby Scott  postanowił zrobić coś im? Szybko odrzuciłam tą myśl od siebie, ale postanowiłam dmuchać na zimno i pojechać po nie. Gdy już miałam stawać Louis zauważył to w porę i przycisną mnie swoim dużym ciałem do łóżka że aż nie mogłam oddychać.

- C-co ty robisz? - powiedziałam łapczywie łykając powietrza.

- Nie pozwolę byś pojechała po nie w takim stanie. One nie są same. Umieją o siebie zadbać.- próbował mnie uspokoić, ale to nie działało. Chłopak powoli mnie puszczał. Już nie wdychałam tak powietrza, ale ręce mi się trzęsły jak bym miała padaczkę z której nie da się wyleczyć. Ostatnim razem tak miałam jak Zayn mnie opuścił. Widać że boję się rozstań. Wypuściłam szybko powietrze z płuc i przymknęłam powieki. Starałam się myśleć o przyjemnych rzeczach, starałam się uspokoić.

 Gdy już doszłam do siebie stwierdziłam że boli mnie noga, a gardło piecze z wysuszenia. Czym prędzej chciałam powiadomić o tym chłopców, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Dobrze że Liam przybył na ratunek z szklanką soku pomarańczowego. Jednym łykiem opróżniłam zawartość naczynia, ale zaraz tego pożałowałam. Ciecz która rozeszła się po wyschniętym i opuchniętym gardle zaczęła piec. Za chwile dostałam następną szklankę z tymże samym napojem, było lepiej. Moje gardło już nie piekło.

 Leżałam w łóżku wyczekując dziewczyn już przez parę godzin. Chłopcy co chwile zaglądali do mnie przynosząc mi rożnego rodzaju napoje i żywności. Widać było że sie o mnie martwili. Ale czemu?

 Moja noga mniej już bolała. Ale nadal dawała sie we znaki, chłopcy znieśli mnie na dół bym mogła jeździć na wózku do toalety, kuchni i na taras. Do salonu zanieśli łóżko abym nie musiała chodzić na górę. Tak więc przeżyłam dwa miesiące. Ze Scottem dziewczyny nie miały problemu. Nie pokazywał się tu. Zapewne planował coś większego. Zayn próbował ze mną porozmawiać już wiele razy. Ale nie pozwalałam mu. Zawsze wymigiwałam się bólem nogi czy głowy. Tym że jestem zajęta czy chce mi się spać. Byle by nie rozmawiać z nim. Byleby się nie rozpłakać. Z jednej strony byłam szczęśliwa że jest blisko mnie, że jest, że nie uciekł. A z drugiej wolałabym żeby go nie było, żebym mogła dalej normalnie funkcjonować. Śmieszne no nie? Ale ja jak głupia co noc płakałam w poduszkę. W tą cholerną poduszkę, zamiast jak w tych romansidłach w koszulę swojego wybranka. Ale ja nie chciałam by zobaczył mnie.
                                                 Zlęknioną.
                                                 Skuloną.
                                                 Zapłakaną.

  Znowu to robiłam. Myślałam. O nim. O nas. O sobie. Czemu? Nie wiem. Czy się zakochałam?       Nie wiem. - Nie każde uczucie rozkwita od razu. Czasem potrzeba cierpliwości. Troski. Wzajemności. Pomóc mu się zakorzenić, wydać pąki. Nikt za nas tego nie zrobi. Choć dla niektórych, to uczucie jest pojęciem względnym. Fikcją. Czymś, co im się nie przytrafi, bo nie zasługują na nie. Ono i tak przyjdzie kiedy tylko będzie chciało. Opanuje nas całkowicie. Sprawi, iż nie będziemy chcieli żyć bez tej jednej jedynej osoby. Niestety, czasami zdarzają się rzeczy, na które nie mamy wpływu. Mogą one sprawić, że zakochani się rozdzielą wbrew swojej woli. I nic nie można na to poradzić. Jednak... Tak potężne uczucie nigdy nie gaśnie, spychane w głąb serca, by o nim zapomnieć. Ono było. Jest. I będzie. Nic  nie da sie z tym zrobić... Bo gdy nasze serca zabiją jednym rytmem. Staną się niezależną częścią nas samych. Będącą tylko po to, by uczucia nigdy nie zgasły. - powiedziałam wpatrując się ślepo w okno. 

- Unikasz mnie cały czas. Co ja zrobiłem że nie chcesz ze mną rozmawiać? - podskoczyłam. Nie słyszałam że ktoś wszedł.

- Nie unikam cię, tylko nie chcę rozmawiać.- odpowiedziałam uważając by głos mi nie zadrżał. Udało się. Byłam z siebie zadowolona.

- Porozmawiaj ze mną proszę. Słyszę że co noc płaczesz. Wiem przecież że ci na mnie zależy. - powiedział to z takim wyrzutem że skarciłam się w myślach za to że nie mogę być niewidzialna. Z moich oczu ciekły łzy, nie. To złe stwierdzenie. Z moich oczu wylewały się litry łez. To było dobre stwierdzenie. 
- Czego ode mnie oczekujesz? - zapytałam nadal szlochając.
- Kocham cię. I wiem ze ty mnie też.- odebrało mi mowę. Skąd wiedział?
- Chcę ci tylko powiedzieć, że będę walczył. 
- Przegrasz.
- Wygram dla Ciebie.






sobota, 5 października 2013

Rozdział 9 Pozwólcie, że ja przy niej będę...



Rozdział 9
Pozwólcie, że ja przy niej będę...

♫ ♫ ♫ ♫ ♫

*Dalajlana*



Wstałam z łóżka i ruszyłam do łazienki. Jak każdego dnia ubrałam się w roboczy strój i wykonałam wszystkie poranne czynności, a później zeszłam na dół. Weszłam do kuchni, gdzie znajdowała się cała rozgadana siódemka- zespół, Jessica i Layla, która automatycznie ucichła, gdy mnie zobaczyła. Zmierzyłam ich tylko wzrokiem i rzuciłam:



-Możecie gadać, przecież nic wam nie zrobię.- mimo to nadal się mi bacznie przyglądali, oprócz Zayna, który siedział z opuszczoną głową. Był nieobecny, obdarzył mnie tylko jednym krótkim smutnym spojrzeniem, po czym wrócił do powtórnego grzebania w jedzeniu.Westchnęłam głośno i napiłam się kawy, a później wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Obeszłam dom i posesję dookoła, patrząc uważnie czy choć najmniejszy szczegół nie uległ zmianie. Na szczęście wszystko było dobrze, więc udałam się do garażu. Odpaliłam swojego SUV-a i ruszyłam na patrol. Przez dwie godziny jeździłam po centrum, a później po innych dzielnicach...




*w tym samym czasie*

*Layla*

Lana trzasnęła drzwiami i wyszła. A po chwili usłyszeliśmy jak odjeżdża gdzieś samochodem. 

-Gdzie ona pojechała?- spytał Niall.

-A która jest godzina?- zapytałam się przed udzieleniem odpowiedzi na pytanie Horana.

-Dochodzi 10.

-Cholera, pojechała na patrol.- powiedziałam trochę zdenerwowana. 

-Co jej strzeliło do głowy? Przecież nie powinna jeździć sama, szczególnie teraz.- dodała równie poirytowana Jess.

-Ej, a co to jest cały ten patrol?- spytał Louis.

-Co, ku*wa filmów kryminalnych nie oglądałeś nigdy?- wrzasnęła Jess.

-No, sorry. Chciałem się tylko upewnić.- dodał skruszony Lou.

-Ej, Jess. Spokojnie. Mamy się nimi opiekować, a nie odwrotnie. Więc się już uspokój. Zobaczysz, że Lanie nic nie będzie.- uspokoiłam Jessicę. Nic nie powiedziała, tylko wróciła do sprzątania po śniadaniu. 

-Layla a możemy pograć w Fife?- spytał niepewnie Harry.

-Jasne.- odparłam obojętnie, a oni pobiegli do salonu. Jednak nie wszyscy. Został tylko Styles, który patrzył się na nas wymownie i po chwili zaproponował:

-A wy macie może ochotę z nami pograć?- Popatrzyłyśmy na siebie z Jess z zaciekawieniem w oczach, a później wzruszyłyśmy ramionami i po chwili namysłu powiedziałam:

-W sumie, Jess patrz od tak dawna się nie bawiłyśmy. Możemy się raz na jakiś czas powygłupiać.- Jessica się zaśmiała i przyjęła moją propozycję z entuzjazmem, po czym w trójkę śmiejąc się udaliśmy się do reszty. Dawno tak nie spędzałam czasu jak z chłopakami. Wnieśli oni do naszego domu duuużo radości. Ten dzień zapamiętam na zawsze.


*w tym samym czasie*
*Dalajlana*


W samym sercu Londynu wszystko jest w porządku. W bogatych dzielnicach też. Zostało mi tylko sprawdzić najgorszą część Londynu.  Gdy dojechałam na miejsce, zaparkowałam samochód i wysiadłam. Musiałam ją obejść dookoła. Do tej pory zawsze byłam tu z którąś z dziewczyn, ale dziś postanowiłam przyjść tu sama. Wkurzyło mnie to, że wszyscy myślą, że nie mam uczuć, że jestem oschła i w nadmiarze pilnuje dyscypliny. W oczach chłopaków widzę, że się mnie boją. A to nie o to chodziło. 

Od godziny chodziłam po całej dzielnicy i nie zauważyłam żadnych zmian. Ostatnim punktem mojego "zwiedzania" był opustoszały park. No, ale cóż. Musiałam. Byłam gdzieś w połowie tego placu kiedy zza drzewa wyskoczyło i przycisnęło mnie dwóch mężczyzn. Rozpoznałam w nich ekipę Scotta. Leżałam na ziemi przytrzymywana przez silną dwójkę. W pewnym momencie ujrzałam nad sobą twarz Scotta. Śmiał mi się prosto w twarz. Prychnęłam.

-Zadowolony?- spytałam z ironią w głosie.

-Nawet nie wiesz jak bardzo.- odparł z dumą w głosie. Próbowałam sięgnąć po pistolet, który znajdował się w tylnej kieszeni, ale Blank chyba zauważył moje starania i on jako pierwszy wyciągnął gnata i strzelił prosto we mnie. Potem uciekli i zostawili mnie samą. Czułam jak kulka wbija się w moją nogę. Tym razem się im udało. Byłam bardzo słaba. Podniosłam się z ziemi i kuśtykając udałam się do samochodu. Nogę owinęłam kawałkiem jakiegoś materiału, bo bardzo krwawiła. Wsiadłam i odpaliłam auto. Jeszcze nie wiedziałam jak dam sobie radę poprowadzić SUV-a, ale wiedziałam to, że sama muszę wrócić do domu. . Jechałam bardzo ostrożnie i nie używałam poszczelonej nogi. Po 30 minutach dotarłam pod dom. Nogę miałam całą we krwi. Dokuśtykałam się do drzwi, a potem weszłam do środka. Krzyki i odgłosy radości dobiegały z salonu, a kiedy trzasnęłam drzwiami na moment ustały. Jessica krzyknęła:

-Wszystko w porządku?

-Oczywiście, jak zawsze.- odparłam i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń. Jednak się nie doczekałam, więc poczłapałam na górę. Dotarłam do łazienki i tam odwinęłam materiał. Rana wyglądała okropnie. Chciałam coś z tym zrobić lecz nie miałam siły. Straciłam za dużo krwi. Siadłam tylko na podłodze, oparłam głowę o ścianę i walczyłam z powiekami, które same mi się zamykały. 


*Harry*

Istny dom wariatów. Dziewczyny są na prawdę fajne. Wyszedłem z salonu, aby udać się do kuchni po picie. Kiedy na podłodze na korytarzu dostrzegłem ogromne czerwone plamy. To była krew? Z przerażenia wrzasnąłem:

-Cholera!!!

-Co się dzieje Harry?- spytała spokojnym głosem Layla.

-Chodźcie tu szybko!

-Spokojnie, przecież się nie...- nie dokończyła bo weszła na korytarz i dostrzegła to samo co ja. Po chwili zjawili się pozostali i oni też zaniemówili. Po kilku sekundach Layla tak jakby się ocknęła i krzyknęła biegną już na górę:

-Ku*wa! Lana!?- nie otrzymała odpowiedzi. Wszyscy pobiegliśmy za nią. Na podłodze wciąż ciągnęły się czerwone plamy  krwi, które doprowadziły nas do łazienki. To co tam zobaczyłem przeraziło mnie niemiłosiernie. 


*Layla*

Wbiegłam do łazienki. Pierwsze co zobaczyłam to ogromnie dużą plamę krwi, w której siedziała półprzytomna Lana. 

-Jess, ona jest ranna. Dzwoń po Max'a szybko. Jej tętno jest słabe!- rozkazałam i spojrzałam na chłopaków.- Idźcie stąd. Lepiej, żebyście tego nie widzieli.- dodałam, ale oni i tak zostali. Byli całkowicie przerażeni, ale teraz najważniejsza była Lana. Odwróciłam wzrok w jej stronę i powoli do niej mówiłam. Nie mogła zamknąć oczu. Po około 10 minutach zjawił się przy nas Max. Był on zaprzyjaźnionym lekarzem, który mieszkał kilka domów dalej. Wyszłam z łazienki, a zamiast mnie do środka weszła Jess. Musieli ją uratować. Zamknęłam drzwi i poszłam do chłopaków, którzy stali teraz w przedpokoju. Gdy zobaczyłam ich skruszone miny zachciało mi się płakać. Ale musiałam być silna. 

-To nasza wina.- odezwał się Zayn.

-Ej, Zayn. To nie prawda. To nie przez was. Taka jest nasza praca.- pocieszyłam go, ale chyba na marne. 

-Przepraszam, ale ja nie potrafię. Pójdę na chwilę do siebie.- powiedział Louis. I każdy z nich poszedł do swojego pokoju. Został tylko Zayn.

-I wiesz co jest najgorsze? - zapytał retorycznie i kontynuował dalej.- Najgorsze jest to, że ja ją cholernie kocham i nie potrafię jej w żaden sposób pomóc. Ona nie chce nawet ze mną normalnie porozmawiać. A ja tak dłużej nie potrafię. Kocham ją, ale nie jak przyjaciółkę. Ona jest dla mnie całym  życiem.- Nie wiedziałam co powiedzieć, przytuliłam go. Po chwili usłyszeliśmy jak otwierają się drzwi. Podnieśliśmy się jak opętani z podłogi i w mgnieniu oka stanęliśmy przy Jess. Max na rękach wyniósł Lanę i zaniósł ją do jej pokoju. 

-Jess, co z nią?

-Rana po postrzale. Straciła dużo krwi. Ale na razie wszystko jest w normie. Jest przytomna, śpi. Musi odpocząć.- odparła.

-To może ja pójdę z nią posiedzieć. Będę ją pilnować.- zaproponowałam, ale wtrącił się Malik.

-Pozwólcie, że ja przy niej będę. To dla mnie ważne.- skinęłam głową, a on od razu udał się do niej. On ją naprawdę kocha. Poszłam do chłopaków i poinformowałam ich co się stało. Chcieli natychmiast ją zobaczyć, ale wytłumaczyłam im całą sprawę i wstrzymali się z tym. Potem poszłam zetrzeć ślady krwi. 


*Zayn*

Gdy zobaczyłem ją taką słabą, serce mi się krajało. Tak bardzo ją kocham, a nie potrafię jej pomóc. Moja Lana. Muszę ja odzyskać....




Witajcie, skarby. 
Teraz rozdziały są trochę szybciej niż wcześniej. Mam nadzieję, że wam to przypadło do gustu.

A jak się wam podoba rozdział? 


KOMENTUJCIE!!! 

sobota, 28 września 2013

Rozdział 8 Czy ja się zakochałam?

Rozdział 8

Czy ja się zakochałam?  
                                                             ♫ ♫ ♫ ♫ ♫


Przeczytajcie notkę pod rozdziałem, proszę. Jest tam ważna informacja. :)  

Dupek- pomyślałam. Jak on może się o mnie martwić skoro mnie zostawił?Nie może nawet sobie wyobrazić jak mi było ciężko.No dupek i tyle! Z zamyśleń wyrwał mnie jego głos.
- Musimy porozmawiać. - powiedział jąkając się. 
Odwróciłam głowę tępo patrząc się w ścianę.Czekał, czekał aż mu odpowiem, aż zaproszę go, lub wypierdolę.Ale ja nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Nawet jednym słowem się do niego odezwać.Tkwiliśmy chyba tak ze dwie minuty, ale mi dłużyły się jak godziny. Wreszcie nie wytrzymałam i zapytałam: 
- O czym ty do cholery chcesz jeszcze rozmawiać? - syknęłam. 

- Przepraszam nie powinienem.. - nie dokończył, nie dałam mu tego zaszczytu. 
 

- Też tak uważam, nie powinieneś tu być.- powiedziałam, o dziwo ze stoickim spokojem.Moja twarz w tej chwili była zalana łzami, dobrze ze byłam odwrócona , tak to był by zobaczył moją słabość. Szybko rękawem otarłam łzę i spojrzałam mu prosto w te czekoladowe oczy. Zamarłam.On też miał w oczach łzy, ale za chiny nie chciał by ujrzały światło dzienne. 
 
- Chcę to wszystko naprawić.. Chcę by było tak jak wcześniej.- nadal patrząc w jego oczęta, myślałam o tym czy mu wierzyć, czy może nie. Zostawił mnie.. Samą. Na pastwę losu. I teraz stałam się tym kim teraz jestem. Przez niego! 
- Coś jeszcze? - zapytałam go. Jego twarz w tym czasie zmieniła się na grymas bólu, dobrze mu tak.Choć w połowie doświadczy tego co ja czułam. 
- Porozmawiamy kiedyś na ten temat? - zapytał z nadzieją w głosie. A ja?Nie wiedziałam co odpowiedzieć, kochałam go, tak bardzo go kochałam. Ale to już przepadło. Zniknęło. Prysło jak mydlana bańka.  Chłopak nim się obejrzałam wyszedł. Odetchnęłam z ulgą wiedząc że nie muszę z nim o niczym rozmawiać, w rzeczywistości bałam się tej rozmowy, bo wiedziałam że nie obędzie się bez płaczu.Zmęczona tym dniem położyłam sie spać, wcześniej robiąc sobie długą, ciepłą kąpiel.

 Rano obudziły mnie wrzaski dochodzące z dołu. Co do licha..Słysząc coraz bardziej wyraźnie dźwięki pomału schodziłam na dół
 - Oddaj mi moje żelki 
- Zjadłeś moją marchewkę! 
- Bo ty zabrałeś mi moje żelki! 
- Ej, ej! Spokój darmozjady! - krzyknęłam będąc już w kuchnie gdzie rozgrywała się cała akcja. 
 - Powiedz mu coś , on zabrał mi żelki!- prchnęłąm , ich głupota mnie przerażała. 
- Oddaj mu żelki. - powiedziałam spokojnym ale też i rozkazującym tonem. 
- On mi zjadł marchewkę.! 
- Jezu ale oni tępi. 
- Kupię ci marchewkę, ale oddaj mu żelki. - odparłam, a chłopak od razu zrobił to o co prosiłam. 
 - Dobranoc. - powiedziałam i poszłam na gorę spać.

 Tej nocy śniły mi się jego czekoladowe oczy... 
Stał przed mną, taki piękny, i taki nie osiągalny. Oddalał się, a jego skóra iskrzyła się w słońcu, ginął gdzieś za drzewami, gdzie nie mogłam dostrzec, miałam ochotę biec, ale moje nogi były jak skute lodem. Nie mogłam się ruszyć. Ale też nie chciałam go tracić. Do oczu lały mi się łzy. Obudziłam się krzycząc w niebo głosy. Czy ja się bałam być znów odrzucona przez niego? Czy ja się zakochałam? Na te pytania mogłam tylko sama sobie odpowiedzieć, ale właśnie w tym problem, nie wiedziałam  nic, nie wiedziałam jak sobie to tłumaczyć. Co ja czułam do tego pięknego, muskularnego i kochanego chłopaka o imieniu Zayn?
  



Witajcie kochani. Przepraszam, że tak długo trwało dodawanie kolejnego rozdziału, ale mam dla was niespodziankę. Ostatnio pod rozdziałem dałam info o współpracy. Zgłosiła się do mnie Agusia- http://www.blogger.com/profile/16434061608317450844. I ten rozdział jest właśnie napisany przez nią. Jak się wam podoba? 


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 7 Jeszcze tego pożałujesz!

Rozdział 7

Jeszcze tego pożałujesz!

 
 

-Lana? Czy ty jesteś nieśmiertelna?- zapytał Malik, a ja aż z wrażenia spojrzałam na niego, zwalniając prędkość. Wpatrywałam się w niego i nie wiedziałam o co mu chodzi....

-What the fuck?!- zapytałam.

-Dostałaś kulą i żyjesz! Nie leci Ci krew ni nic. O co chodzi?

-Tego mi życzysz? Śmierci?

-Nie, nie. Przecież wiesz, że nie o to mi chodzi.- bronił się Malik.

-Zayn, czy ty jesteś taki głupi czy ty tylko udajesz?- spytałam rozbawiona jego głupotą, ale nic nie opowiedział, tylko dalej "dyskretnie" mi się przyglądał, myśląc, że nie czuję jego wzroku na sobie. Po 20 minutach drogi zaparkowaliśmy pod moją willą, gdzie stały już samochody dziewczyn. Pan Malik był trochę zaskoczony, co bardzo wyraźnie malowało się na jego twarzy. Rozglądał się, a tylko czekałam aż ruszy swoje cztery litery i wejdzie do środka domu. Jednak najwidoczniej nie miał takiego zamiaru, więc go pośpieszyłam:

-Właź., nie mam czasu!- on tylko spojrzał na mnie zdziwiony i posłusznie wszedł do środka, a ja za nim, po czym pokierowałam się do salonu, a on za mną. Znajdowali się tam wszyscy: pozostałam czwórka zespołu oraz Jess i Layla. Każdy z chłopaków siedział niemrawo na sofie, nie wydobywając z siebie żadnego słowa, patrząc się tępo w podłogę. Dziewczyny natomiast stały z rękoma założonymi na piersiach bacznie ich obserwując. Gdy tylko weszliśmy do pomieszczenia wszystkie 6 par oczu zwróciły się w naszą stronę. Do dziewczyn skinęłam tylko głową, mówiąc, że wszystko jest w porządku, a potem kazałam Malikowi usiąść. Następnie z dziewczynami przeszłyśmy do kolejnego punktu naszego planu. Mianowicie, musiałyśmy im wszystko wyjaśnić i uświadomić. Wszystkie trzy zajęłyśmy miejsca na przeciwko zespołu i bo chwili lustrowania ich wzrokiem zapytałam:

-Wszystko w porządku?- na to cała piątka podniosła wzrok i spojrzała się na mnie oczami pełnymi smutku. Wiedziałam, że ucierpieli psychicznie, ale nie wiedziałam czy fizycznie.
  -Chyba tak. Mamy tylko po kilka zadrapań i nic więcej.- odezwał się Niall. Podeszłam do niego i obejrzałam rany, po czym poleciłam:

-Dziewczyny trzeba opatrzeć chłopaków i w razie czego zdezynfekować rany.

-Jasne. Pójdę po apteczkę.- powiedziała Jessica i wyszła z pokoju, a po chwili wróciła z czerwoną apteczką. Każda z nas wzięła odpowiednie rzeczy i zaczęła opatrywać chłopaków. Layla Niall, Jess Louisa, a ja Liama. Gdy skończyłam opatrywać Payna podszedł do mnie Zayn. Cały czas przyglądał mi się, a ja miałam już tego dość. Niech powie co myśli, a nie patrzy się i bez przerwy zastanawia. Spojrzałam na niego karcącym wzrokiem i od razu odwrócił głowę spoglądając na Harrego, opatrywanego przez Laylę. Gdy zrobiłam swoje wstałam i poszłam do gabinetu, z którego dobiegał dźwięk mojego telefonu. Weszłam do środka i sięgnęłam po komórkę. Numer był zastrzeżony. Odebrałam kierując się na dół, na początku nikt się nie odzywał, ale po chwili usłyszałam znajomy głos. Stanęłam w salonie przy oknie i zaczęłam obserwować ulicę, słuchając "tajemniczego" rozmówcy.

-Teraz nie ręczę za siebie, kur*a! Po raz kolejny spieprzyłaś mi akcje.- warknął Scott.

-Nie moja wina, że jesteś do dupy i nie umiesz sobie zaplanować nic.- odparłam spokojnym tonem i spojrzałam na chłopaków, którzy uważnie przysłuchiwali się rozmowie.


-Jeszcze tego pożałujesz!
-Uważaj czasami żebyś ty nie musiał czegoś żałować. Lepiej trzymaj się z dala ode mnie i od mojej grupy oraz od zespołu. Wara, rozumiesz? Rób interesy na swoim terenie, a z mojego spie**alaj! Nie chce cię nigdy więcej widzieć! Jasne?! Chyba, że chcesz skończyć jako trup w Tamizie. Dotarło?- krzyknęłam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Odłożyłam telefon na półkę i usiadłam na kanapie. Postanowiłam dokończyć sprawę.

-Słuchajcie chłopaki. Po tej strzelaninie nie możecie pokazywać się nigdzie publicznie. Zero kontaktu ze światem zewnętrznym. Na jakiś czas zamieszkacie u nas, jasne? To dla waszego bezpieczeństwa. Blank był nieźle wkur**ony. Z pewnością po raz kolejny spróbuje w jakiś sposób wam zaszkodzić i to całe odizolowanie się jest dla waszego dobra. U nas będziecie bezpieczni. Tu wam nic nie grozi, oni na pewno się tutaj nie pojawią. Dziewczyny pojadą po wasze rzeczy, a ja w tym czasie zostanę z wami i skontaktuję się z waszą wytwórnią. Wszystko okey?- powiedziałam lustrując wzrokiem chłopaków.

-Tak...- zaczął Liam- Ale pewnie nasz szef na to nie pójdzie.

-Nie ma innego wyjścia. Znam go, pójdzie na to.- odpowiedziałam.

-Ale.. skąd ty go znasz?- spytał zaciekawiony Harry.

-Każdy kto chce mieć święty spokój mnie zna. Odpowiednie kontakty i jesteś ustawiony.- odrzekłam i znów sięgnęłam po komórkę. Wybrałam numer szefa wytwórni zespołu One Direction i nacisnęłam zieloną słuchawkę, po chwili usłyszałam męski głos:

-Witam pani Murky, słucham?

-Witam. Niech pan odwoła wszystkie sprawy biznesowe zespołu One Direction i ogłosi w mediach, że zespół poleciał na urlop i robi sobie przerwę. To tyle. Dziękuję.

-Och, oczywiście. Już. A czy chłopcy są bezpieczni?

-Tak. Do usłyszenia.- odparłam i rozłączyłam się, a później poinformowałam chłopaków- No chłopaki, macie urlop. Wszystko załatwione. Na najbliższe kilka dni mój dom to wasz dom. Powiem wam co możecie, a czego nie. Po pierwsze macie wstęp do każdego pomieszczenia, z wyjątkiem garażu, piwnicy i pokoi do których potrzebny jest szyfr. Tam znajdują się bardzo ważne i niebezpieczne sprzęty. Może kiedyś wam pokaże... Po drugie, gdy chcecie wyjść na zewnątrz macie mnie informować. Teraz jesteście pod moją opieką. Po czwarte: nie odbieracie ŻADNYCH, a to ŻADNYCH telefonów. Nie kontaktujecie się z nikim. Możecie jedynie wysłać SMS-y najbliższym, że jesteście cali i zdrowi. Nic poza tym. Hmmm... to chyba tyle. W razie gdybyście mieli jakieś pytania to mówcie. A teraz chodźcie, pokaże wam wasze tymczasowe pokoje.- wyrecytowałam stanowczo, po czym wstałam i zwinnym ruchem ściągnęłam brudną koszulkę z podobizną zespołu, po czym skierowałam się do Liama z zapytaniem:

-Mógłbyś mi odpiąć tą kamizelkę?

-Jasne.- odpowiedział i zaczął odpinać mi kamizelką kuloodporną, gdy już się z niej oswobodziłam i spojrzałam na chłopaków wszyscy patrzyli się na mnie jak w obrazek, bo stałam przed nimi i obcisłym skórzanym kombinezonie.

-Aaaa, to dlatego!- krzyknął Zayn, jakby wygrał na loterii.

-Co dlaczego?- spytał się Louis.

-No dlatego, że Lana miała kamizelkę kuloodporną, nie krwawiła, gdy dostała kulą.- odparł Zayn.

-Aleś ty głupi. Dopiero teraz się skapnąłeś? Myślisz, że poszłabym na strzelaninę bez odpowiedniego zabezpieczenia? Jeżeli tak to jesteś w błędzie.

-Nie wpadłem na taki pomysł. Ale i tak jestem zły, że tak się dla nas narażasz.- dodał Malik.

-A co, nagle żal ci się mi zrobiło? Wiem co robię. Robię to dobrze i nic ci do tego. Ciesz się, że jestem, bo inaczej za pierwszym razem byś już nie żył. Nawet więcej nic nie wspominaj, jasne?- warknęłam do niego i ruszyłam schodami na górę, a cała ich piątka została na dole. Byli na tyle wystraszeni i zszokowani, że nie wiedzieli co robić. Czy iść za mną czy lepiej od razu uciekać do siebie do domu. Ale podjęłam za nich decyzję, krzycząc:

-Ruszcie te dupy i chodźcie tutaj.- Gdy tylko zjawili się obok mnie pokazałam każdemu po kolei pokój, po czym zniknęłam u siebie w gabinecie, a oni u siebie w pokojach. Siadałam na ogromnym fotelu, położyłam nogi na biurku i zapaliłam papierosa w ciszy. Jednak po chwili usłyszałam pukanie do drzwi, krzyknęłam "Proszę", a drzwi otworzyły się i zza nich ujrzałam głowę Mulata, mojego byłego przyjaciela. Czego on chce?

 




 
Witam was skarby moje po tak długiej przerwie.
 
Naprawdę was przepraszam, że to tak długo trwało.
 
Ale teraz już jestem wraz z nowym rozdziałem i nową sprawą.
 
Poszukuję wspólnika, tzn. osoby, która poprowadziłaby tego bloga ze mną. Jest ktoś chętny? Jeżeli tak to niech ktoś napisze w komentarzy "Chętny do współpracy" i zostawi jakiś kontakt do siebie, np. e-mail, twitter czy coś, a ja odezwę się i powiem mu na czym ta współpraca by polegała, po czym każdy prześle mi swoją wersję rozdziału 8. Dlaczego szukam wspólnika? Ponieważ zbliża się rok szkolny i w moim przypadku maaasa zajęć i pracy, co wiąże się małą ilością czasu wolnego i małą ilością czasu na pisanie rozdziałów.
 
 
Jak się wam podoba rozdział?
Czekam na zgłoszenia i komentarze.
 
Pozdrawiam
 
Dija ;)
 




sobota, 10 sierpnia 2013

Mała przerwa, czas odpocząć.

Cześć, kochani.
 Wybaczcie, ale niestety nie "przyniosłam: ze sobą nowego rozdziału, lecz pewną wiadomość. Dzisiejszej nocy wyjeżdżam na moje wymarzone wakacje. Jadę w góry, na caluśki tydzień. Także nie będzie mnie tu. Nowy rozdział pojawi się po kilku dniach, gdy wrócę. Obiecuję. Jest już zaczęty, muszę go dokończyć i dopracować. Mam nadzieję, że ten wyjazd wyjdzie mi na dobre i powrócę z niego z nowymi pomysłami, weną i zapałem, czego ostatnio było mi mało. A na razie proszę was o komentowanie rozdziałów, bo coś ostatnio mało komentarzy się pojawiło. To chyba na tyle. Do zobaczenia i buziaczki. Niedługo się odezwę. :*

Pozdrawiam i kocham 

Dija;)

niedziela, 28 lipca 2013

Rozdział 6 Czy ty jesteś nieśmiertelna?

Rozdział 6

Czy ty jesteś nieśmiertelna?

♫ ♫ ♫ ♫ ♫



*Dalajlana*


Nie powiem. Wieczór zapowiadał się ciekawie. Kolejna akcja. Kolejny raz spotkam Zayna i resztę. Nie mogę teraz odpuścić i dać sobie spokój, bo jak się już za coś wezmę to muszę to skończyć. Poza tym obiecałam Liam'owi, że zadbam o ich bezpieczeństwo. A ja nigdy nie łamię danego słowa. Nigdy łatwo się nie poddaję. 

  
Kombinezon ASOS
Dzisiejszego dnia wstałam o 6, a godzinę później z Jess pojechałyśmy na patrol. Przez 3 godziny jeździłyśmy po Londynie, obserwując dokładnie każdy jego centymetr. Zawsze sprawdzałyśmy czy coś się stało. W ostatnim czasie dużą wagę przywiązujemy do obserwacji najbogatszej dzielnicy tego miasta, którą zamieszkuje nielubiany przeze mnie boysband. Po naszej zwiadowskiej przejażdżce wróciłyśmy do domu. Wybiła wtedy 10:25. Chwilę później moja towarzyszka ruszyła na spotkanie z informatorem, a ja udałam się do gabinetu, aby dokładnie przejrzeć plan budynku, w którym dzisiejszego wieczora niejaki Scott Blank postanowił ponowić próbę zemsty na Zaynie Maliku, a tym razem bardziej na mnie. Po godzinie szczegółowego analizowania rozkładu pomieszczeń w sali koncertowej w głównej części Londynu postanowiłam pójść do dziewczyn i dowiedzieć się trochę więcej o planie Scott'a. Layla i Jessica jak zazwyczaj urzędowały w "kwaterze głównej". Weszłam do środka i od razu mój wzrok przykuł jeden obraz, wyświetlany na małym ekranie. Przedstawiał on piątkę chłopaków, skaczących z mikrofonami po scenie, a za nimi kilku mężczyzn w czarnych, firmowych koszulach, którzy przygotowywali salę koncertową na wieczorny koncert zespołu, który właśnie miał próbę generalną. Pierwsze co dostrzegłam, to niesamowicie ogromna przestrzeń, dużo sprzętów różnego rodzaju, kolorowe światła, a co najgorsze- jak dla mnie- niewiarogodna liczba przygotowanych miejsc dla osób, które przybędą na koncert. Jak na moje oko, było to ponad 200 tys., jak nie więcej. Tyle osób do ochronienia! Istny wyczyn. Jak dzisiejsza akcja zakończy się sukcesem to będzie jakiś cud. Najważniejsze jest by nikt nie ucierpiał, tym bardziej- nie zginął z mojej przyczyny. Usiadłam obok panny Shot i z uwagą we trzy zaczęłyśmy analizować pomieszczenie sali koncertowej. Musiałyśmy wiedzieć, gdzie są wejścia, wyjścia- wszystko przez co można by się tam dostać lub wydostać. Szczególną uwagę musiałyśmy zwrócić na odległość sceny od miejsc dla oglądających i na inne tego typu rzeczy. Całkowite omówienie planu akcji zajęło nam prawie cztery godziny. Gdy wybiła godzina 16:30 postanowiłyśmy zacząć szykować się. 
Z uwagi na to, że był to koncert One Direction musiałyśmy wtopić się w tłum. Z pewnością bez trudu zauważone zostałybyśmy w czarnych kombinezonach i skórzanych kurtkach, w których wybierałyśmy się na większość akcji. Tym razem postanowiłyśmy się poświęcić, w dodatku w mega ogromnym stopniu. Na wieczór Layla wyposażyła nas w koszulki z podobizną tego jakże cudownego zespołu. Czujecie ten sarkazm, prawda? A więc na nasze skórzane kombinezony ubrałyśmy te koszulki. Doskonały kamuflaż, pomyślałam. Broń sprytnie schowałyśmy, a słuchawki z wbudowanym mikrofonem włożyłyśmy na uszy. W ten sposób mogłyśmy się bez przeszkód porozumiewać, ponieważ na miejscu będziemy rozdzielone. Powtórzyłyśmy jeszcze raz plan i we trójkę udałyśmy się do garażu. 

Pewnie zastanawiacie się dlaczego na taką akcje zabieram ze sobą tylko dwie osoby. prawda? Otóż więcej nie ma. Bardzo ostrożnie dopieram towarzyszy. Po przejęciu pałeczki po ojcu większość osób z jego gangu wywaliłam. Zdążyłam się już im przyjrzeć, gdy jeszcze pomagałam tacie. Ale gdy rok temu oddał mi swoją posadę zrobiłam zaległe zmiany. Większość była za stara, albo nie pasowały im metody, jakie stosowałam. Mój tata, Robin Murky był całkowitym przeciwieństwem mnie. Interesowały go tylko pieniądze i mord- gangsterski raj. Mimo, że nadal nasza grupa utrzymuje miano "gangu" prowadzimy mniej brutalne działania, co niektórym wcześniejszym członkom nie pasowało i szukało miejsca w innych grupach -co było mi na rękę- gdzie przywódcy z ogromną chęcią przyjmowali ich do siebie, ponieważ należeli do gangu sławnego Robina Murky'iego. A to, że tam byli nie czyniło z nich wcale najlepszymi. Większość ludzi zawiodła się na moim ojcu, gdy swoją posadę oddał mnie- swojej jedynej córce. Uważali, że tak odpowiedzialne stanowisko powinna mieć osoba bardziej doświadczona, a nie jakaś dziewczyna, która zaledwie od roku kręci się w tym świecie, mam na myśli gangsterski świat. Jednak szybko zmienili zdanie, gdy w zaledwie miesiąc, że tak powiem "panowałam" nad prawie całym Londynem, miałam kontakty na całym świecie i każdy z tego fachu zaczął się mnie powoli bać. Wtedy chcieli od nowa do nas dołączyć, ale ja nie toleruję zdrajców. I takim oto sposobem mam w swoich szeregach dwie wierne przyjaciółki- córki najlepszych przyjaciół mojego taty.



Każda z nas wsiadła do czarnego SUV-a i po kolei wyjechałyśmy, kierując się na miejsce wieczornej akcji. 
Koncert rozpoczynał się za 1,5 godziny, ale zważając na dojazd, plus do tego zaparkowanie blisko hali koncertowej i jeszcze wejście do środka, to wyjechałyśmy a w sam raz. Po 30 minutach dojechałyśmy na miejsce. Samochody zaparkowałyśmy na tyłach budynku, a następnie ustawiłyśmy się w kolejce wraz z tłumem wrzeszczących nastolatek. Po około 20 minutach każda z nas zajmowała swoje miejsce. Nie siedziałyśmy obok siebie, ale w tym samym rządzie- pierwszym. Jess siedziała na lewym końcu, Layla prawym, a ja na samym środku. Rozglądałam się po sali, dziewczyny też i szukałyśmy kogoś od Blanka. Jednak jak widać, oni też byli dobrze zamaskowani. Po kilkuminutowym rozglądaniu się po pomieszczeniu i przypatrywaniu się ludziom dostrzegłam w tłumie dwóch członków gangu Scotta-  Willa i Matta. Hmm... w sumie szybko się wykurowali po postrzale. Matt nadal utykał na nogę, po tym jak dostał w udo, a Will miał zabandażowaną rękę i wykonywał nią dość ostrożne ruchy. Obydwaj stanęli zaraz przy scenie i wykonywali dziwne gesty w kierunku mężczyzny stojącego kilka rzędów dalej. Ocho, kolejny. Cały czas ich obserwowałam, nie byli zbytnio uważni- nie zauważyli nas- i zdołałam wychwycić (mam nadzieję) wszystkich z ich grupy, nawet Scotta. Byli rozstawieni po całej sali koncertowej, piątka stała w okolicach sceny, a tylko jeden stał gdzieś w oddali. Kilka minut po 19 piątka chłopaków wbiegła na scenę, zaczął się koncert, a z nim całe widowisko. Leciała już chyba szósta piosenka, a ja w ogóle nie wsłuchiwałam się w słowa, nie zwracałam uwagi na ich głosy, ruchy. Ogólnie nie patrzyłam się na scenę, cały czas się rozglądałam i czekałam tylko na rozpoczęcie akcji. Strasznie mnie korciło. Chciałam mieć już to za sobą. Byłam z lekka zestresowana, ale i podniecona. Dziwne. Nigdy nie czułam czegoś takiego przed żadną akcją. Nagle muzyka ucichła i usłyszałam zachrypnięty głos. Na chwilę zwróciłam głowę ku scenie, by zakodować rozmieszczenie chłopaków na scenie. Zayn stał z tyłu. Loczek mówił przez mikrofon. Liam z Louisem wymieniali ze sobą jakieś uwagi, a Niall stał z boku sceny, tuż niedaleko Layly. Kędzierzawy rozmawiał z publicznością, a ja w tej chwili obserwowałam Scotta, stwierdziłam  że będzie to dogodny moment na rozpoczęcie akcji i wiecie co? Nie myliłam się, Blank skinął głową do chłopaka stojącego na tyłach, który już po chwili wyciągnął broń i zaczął celować w gwiazdy dzisiejszego wieczoru. Automatycznie powiedziałam do odsłuchu "Teraz", a dziewczyny wstały i wbiegły na scenę wraz z lecącymi tam kulami. Na sali rozpętało się zamieszanie, słychać było krzyki, piski i wrzaski. Ekipa Blanka, gdy zobaczyła nas biegnące na odsiecz boysbandowi ruszyła za nami, chcąc odciągnąć nas od nich. Szybko się ich pozbyłam wyciągając pistolety i równocześnie wcelowałam, każdym z nich w chłopaków Scott'a. Obaj mimowolnie upadli, a ja zauważyłam, że przywódca ich grupy kieruje się w moją stronę. Niewiele myśląc wycelowałam w niego i też dostał. Nie zważając na to, czy ktoś od nich jeszcze pozostał ruszyłam na scenę w kierunku stojącego na samym końcu sceny zszokowanego Malika, który jako jedyny z zespołu pozostał bez obstawy. Layla ochraniała Nialla i Harrego i umiejętnie biła się z postrzelonym Mattem. Jessica natomiast walczyła z dwójką od Blanka i skutecznie obstawiała Liama i Louisa. Po kilku solidnych kopniakach oswobodziły się z napastników i pędem ruszyły ku wyjściu ewakuacyjnemu prowadzącemu na tyły hali, gdzie stały nasze samochody. Ja natomiast szybko podbiegłam do Zayna i zaczęłam go prowadzić w stronę, gdzie kilka zeskund temu zniknęły dziewczyny, osłaniając go całą sobą, jednak drogę przegrodził nam Scott wraz z Willem. Mimo ran po postrzałowych walczyli dalej. Byli jednak osłabieni i po kilkuminutowej walce pokonałam ich, po czym ponowiłam próbę dostania się do samochodu, ale gdy byliśmy już prawie przy celu poczułam jak kula przebija się przeze mnie, odwróciłam jeszcze wzrok i ujrzałam leżącego nieopodal mnie Blanka z bronią w ręku. Nagle poczułam jak Malik zaczyna mną potrząsać z myślą, że kula przeleciała mnie na wylot i krzyczał:

-Lana, proszę- nie umieraj!- na co patrząc mu w oczy, prychnęłam:

-Weź się zamknij i chodź dalej!

Zaczęłam go ciągnąć za rękę, po czym zaczęłam biec, a gdy byliśmy już pod SUV-em krzyknęła wsiadaj i obydwoje z piskiem opon ruszyliśmy spod hali koncertowej. Udało się! Uratowałyśmy ich! Zaczęłam cieszyć się i skakać z radości, ale tylko w głowie, w umyśle, bo wyraz twarzy miałam poważny. Gdyby ktoś teraz spojrzał na mnie pewnie mogłabym zabić go  wzrokiem. Podczas pracy zawsze miałam kamienny wyraz twarzy, jak i serce. Sięgnęłam jeszcze po telefon i zadzwoniłam po służby: pogotowie, policje i straż. Mieli dużo pracy. Ja już swoją wykonałam. Spoglądnąłem na Malika, który siedział na fotelu obok i tępo wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Wydawał się zamyślony i zszokowany  Chyba nie do końca pojął co przed chwilą się wydarzyło. Nic dziwnego, w końcu on na co dzień na widzi czegoś takiego, jeżeli w ogóle coś takiego kiedyś widział, w co wątpię. Po kilku minutach, gdy wjechaliśmy na jedną z głównych ulic Londynu skierował swój wzrok na mnie i zaczął mnie lustrować. Ja również spojrzałam na niego automatycznie i nasze oczy się zetknęły. W jego było widać strach, a w moich mogę się założyć, że nie było nic. Pustka. Brak uczuć. Wpatrywaliśmy się tak w siebie przez chwilę dopóki światło na skrzyżowaniu nie zmieniło się na zielone, a ja nie nacisnęłam z całej siły gazu i osiągając niewiargodną prędkość przebywałam przez ulice Londynu. Wpatrywałam się co chwila w lusterko, aby sprawdzić czy nic za nami nie jedzie, kiedy usłyszałam jego głos, pytający mnie:


-Lana? Czy ty jesteś nieśmiertelna?- zapytał Malik, a ja aż z wrażenia spojrzałam na niego, zwalniając prędkość. Wpatrywałam się w niego i nie wiedziałam o co mu chodzi....

-What the fuck?!- zapytałam.








C.D.N.




Cześć kochani. Witam was po prawie dwóch tygodniach i od razy przepraszam, że tam późno. Sami wiecie- wakacje i nie każdemu się chce siedzieć przed ekranem komputera i pisać rozdział. Zawsze wieczorami zasiadałam i wklepywałam po kilka zdań, aż w końcu dziś zebrałam swe siły i dokończyłam 6 rozdział.

Okej, to jak się wam podoba?

Jak myślicie: czy relacje między Laną a Zaynem się poprawią? 

Odpowiedzi w komentarzach!

Do następnego. 

Pozdrawiam

Dija;)




wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 5 Jest już za późno na przeprosiny. Już nic nie będzie tak jak kiedyś.

Rozdział 5

Jest już za późno na przeprosiny. Już nic nie będzie tak jak kiedyś.

♫ ♫ ♫ ♫ ♫ ♫



-Kiedyś taka nie byłaś. Ja Cię przepraszam. Chciałem dobrze.- zaczął Zayn.

-Jakoś ci nie wyszło. Ale wiesz... Teraz jest lepiej. Łatwiej się żyje. Nie martwisz się o jutro, nie czujesz nic oprócz żądzy zemsty i zapachu śmierci.- postraszyłam go trochę koloryzując swoje życie. Spojrzałam na niego ostrym wzrokiem i zauważyłam, że łza kręci mu się w oku, a twarz ma smutną i ponurą. Wziął na siebie odpowiedzialność moich czynów.

-Dziewczyno, nie mów tak. Nie byłaś taka.

-Byłam. Zwyczajnie mnie nie poznałeś dobrze i już nigdy nie poznasz.- powiedziałam wyciągając nóż z kieszeni i kierując się z nim w stronę Malika, po drodze słyszałam tylko krzyk "Nie rób tego", ale było już za późno. Podeszłam do niego i rozcięłam sznurek, którym był przywiązany do krzesła. Po chwili usłyszałam głośne wypuszczenie powietrza przez wszystkich chłopaków, oznaczające ulgę. Oni myśleli, że chciałam go zabić. Zayn tępo siedział na krześle. Nie ruszał się, nie mówił. Chodź mógł. Miał swobodę ruchu, ale nic z tym nie zrobił. Siedział i wpatrywał się w obraz przed sobą. Natomiast ja podeszłam do reszty i uwolniłam ich. Jako pierwszy wstał Niall i podszedł do mnie. Wpatrywał się we mnie pytającym wzrokiem. Chciał mnie przytulić. Kiwnęłam głową, a on delikatnie objął mnie ramieniem i szepnął na ucho "Nawet nie wiesz jak jestem ci ogromnie wdzięczny". Skinęłam głową i odsunęłam się. Wszyscy stali na przeciwko mnie i bacznie się mi przyglądali. Wmurowałam wzrok w Mailka i ostrym głosem powiedziałam "Cześć". Odwróciłam się kierując się w stronę frontowych drzwi. Gdy je otwierałam do moich uszu dobiegł przestraszony głos stojącego za mną Liam'a. 

-Lana, ale co my mamy robić?

-Nic. Mówiłam już, ja się wszystkim zajmę.


-Dziękuję.- powiedział, a ja posłałam mu ciepły uśmiech. Lubiłam go, mimo to, że się mnie bał, był odważny i zrobiłby wszystko, aby tylko chronić najbliższych, tak jak ja. 


Gdy byłam już przy bramie usłyszałam ciężkie kroki stawiane przez kogoś z domowników, automatycznie odwróciłam głowę i spojrzałam na tą osobę groźnym spojrzeniem. Przede mną stanął pan Malik wpatrując się we mnie wzrokiem pełnym smutku, żalu i współczucia. Nic się nie odzywał więc zaczęła ja:

-Słucham pana?

-Lana.... ja nie chciałem. Przepraszam.

-Jest już za późno na przeprosiny. Już nic nie będzie tak jak kiedyś. Nic.

-Nie mów tak, proszę. 

-Prosisz? Ja cię prosiłam, żebyś mnie nie zostawiał i co? Nie dotrzymałeś słowa.

-Ale, ja myślałem, że tak będzie lepiej.

-Lepiej to będzie, ale jak nie będziesz do tego wracał. Nie znałeś mnie, nie znasz i nie poznasz. Teraz tak będzie lepiej. 

-Ja tak nie chcę! Chcę znów być przy tobie.

-Nierealne. Trzeba było pomyśleć wcześniej. 

-Lana proszę Cię, nie zostawiaj mnie teraz.

-Ty mogłeś, a ja nie mogę? Błąd. Teraz ja mogę wszystko, a nawet więcej. 

-Lana... proszę.

-Prosić to ty sobie możesz. Do widzenia Panu!- krzyknęłam i wyszłam z ich posiadłości. Wsiadłam do czarnego porsche i z piskiem opon odjechałam. Obserwowałam go jeszcze przez chwilę w lusterku auta dopóki nie zniknął mi z pola widzenia. Po 30 minutach dojechałam pod naszą posiadłość. Weszłam do środka o od razu ruszyłam do wspólnego gabinetu. Dziewczyny siedziały i dokładnie analizowały obrazy rejestrujące przez kamery. W tym pokoju miałyśmy pod obserwacją dokładnie cały Londyn. Oprócz małych telewizorów znajdowały się tutaj telefony, sprzęty, bronie, wyposażenie, specjalne ubrania. Mówiąc w skrócie, wszystko co jest potrzebne do naszej pracy. Zasiadłam na fotelu obok Jess i zaczęłyśmy rozmawiać.

-Coś się dzieje?-spytałam.

-Na razie nie.- odpowiedziała, a ja skinęłam głową.

-Wszystko z NIMI w porządku?- pytałam dalej.

-Tak, kule powyjmowane. Dochodzą do siebie. Wkrótce planują ponowienie akcji. Jutro będę miała dokładne informacje.

-Dobrze. Coś czuję, że szybko się od nich nie uwolnimy.


-Yhym.- przytaknęła Jessica i wróciła do dalszego monitorowania, a ja poszłam do swojego gabinetu. Siadłam na skórzanym fotelu, otworzyłam dolną szufladę, którą zawsze zamykałam na klucz i wyciągnąłem z niej czarne pudełko z napisem "On". Otworzyłam go i poczułam jak do oczu napłynęły mi łzy. W tym pudełku miałam wszystko. Wszystko za czym tęskniłam. Miałam tam mojego przyjaciela, Zayn'a. Wszystko z nim związane: zdjęcia, pamiątki, wspomnienia. Całą moją przeszłość. Po kolei zaczęłam wszystko wyjmować. Zaczęłam od naszyjników. Miałam ich kilka, bo Malik często mi je dawał, wiedząc, że kocham naszyjniki. Jeden z nich był cały złoty z literką "Z", jak Zayn. Do dziś pamiętam jak mi go dał. Prezent z okazji moich 13. urodzin, które są 13 marca. Mam do tego ogromną wartość sentymentalną. On ma takie wisiorek, ale z literką "L", jak Lana. Podarowałam mu go na jego urodziny. Kolejny naszyjnik miał na wisiorku napis "Best Friend Forever".
 W sumie to miałam połowę tego napisu, bo drugą część miał on. W taki sposób uczciliśmy drugą rocznicę naszej przyjaźni, która przypadała na 14 lutego, tak wiem walentynki.

Następny łańcuszek dostałam od niego, gdy po raz pierwszy rozstałam się z chłopakiem. Zayn podarował mi wisiorek z serduszkiem i kluczem do niego, aby nikt sam nie mógł wejść do mojego serca bez mojego pozwolenia. Teraz nikt tak nie ma dostępu. Moje serce jest zajęte przez osobę, która odeszła. Nikt inny nie zastąpi mi jej. Nie zabierze jej z mojego serca. Nie zrobię dla nikogo innego tam miejsca. Wciągnęłam jeszcze złotą bransoletkę ze znakiem nieskończoności i napisem "forever". 
To była czwarta i ostatnia rocznica naszej przyjaźni. Co było już nie wróci. A choćby nawet jeżeli tak, to nie w takim stopniu jak kiedyś... Jeszcze długo tak siedziałam wspominając i się dręcząc... Ból psychiczny...







*Zayn*


Nie mogłem w to uwierzyć. Ona. Moja słodka Lana. Zmieniła się nie do poznania. A to wszystko moja i tylko moja wina. Mogłem jej nie zostawiać. Zrobiłem źle, teraz to wiem. Wtedy myślałem inaczej, ale teraz to nie ma znaczenia co było kiedyś. To wszystko moja wina. I tylko moja.


Siedziałem sam w swoim pokoju odkąd ona poszła. Nie wiedziałem co mam ze sobą począć. Wyrzuty sumienia cały czas truły mi normalne myśli. Czułek się winny. Jestem winny. Wyjąłem z szafy pudełko podpisane "Kochana Lana" i zacząłem przeglądać jego zawartość. Tyle wspomnień związanych z nią. Szkoda, że tylko wspomnień. Jako pierwsze rzuciły mi się w oczy dwa naszyjniki. Jeden z literką "L", jak Lana. Drugi to połowa serca z napisem "Best Friend Forever". Zawiodłem  Nie dotrzymałem słowa. Zostawiłem ją kiedy mnie potrzebowała. Ale ona nie. Mimo, że 2 lata temu bardzo ją zraniłem ona tu dzisiaj przyszła i uratowała moje życie, nasze życie. Moje i chłopaków. Jestem jej za to ogromnie wdzięczny, ale też zły, bo naraziła się na niebezpieczeństwo. A to wszystko z głupoty. Przez to, że zerwałem z Hannah. Ale nie wytrzymałbym dłużej w tym związku. Moje serce należy do kogo innego i tak pozostanie na wieczność. Będę czekał na NIĄ. ONA jest moim przeznaczeniem. Choć na razie nieosiągalnym. Od nowa zdobędę jej zaufanie. I mimo, że nie będzie odwzajemniała moich uczuć, ja będę ją kochać jak nikogo innego. Moje serce należy do Lany. Mojej Lany.... 


Przeglądając stare fotografie poczułem jak po policzku spływa mi łza. Za nią kolejna i kolejna. Nie mogąc przestać o niej myśleć siedziałem zamknięty w swoich czterech ścianach, nie zważając na prośby chłopaków, abym wyszedł. Katowałem się wspomnieniami, przypominając sobie jej piękny uśmiech i magiczne oczy. Kocham ją...



Witam was kochani!

Jest nowy rozdział, piąty.

Dzisiaj napisałam cały. Nie miałam ostatnio weny więc wyszedł, jaki wyszedł.

Jak się wam podoba?

Proszę o komentarze!

To ważne!