*Dalajlana*
Nie powiem. Wieczór zapowiadał się ciekawie. Kolejna akcja. Kolejny raz spotkam Zayna i resztę. Nie mogę teraz odpuścić i dać sobie spokój, bo jak się już za coś wezmę to muszę to skończyć. Poza tym obiecałam Liam'owi, że zadbam o ich bezpieczeństwo. A ja nigdy nie łamię danego słowa. Nigdy łatwo się nie poddaję.
Dzisiejszego dnia wstałam o 6, a godzinę później z Jess pojechałyśmy na patrol. Przez 3 godziny jeździłyśmy po Londynie, obserwując dokładnie każdy jego centymetr. Zawsze sprawdzałyśmy czy coś się stało. W ostatnim czasie dużą wagę przywiązujemy do obserwacji najbogatszej dzielnicy tego miasta, którą zamieszkuje nielubiany przeze mnie boysband. Po naszej zwiadowskiej przejażdżce wróciłyśmy do domu. Wybiła wtedy 10:25. Chwilę później moja towarzyszka ruszyła na spotkanie z informatorem, a ja udałam się do gabinetu, aby dokładnie przejrzeć plan budynku, w którym dzisiejszego wieczora niejaki Scott Blank postanowił ponowić próbę zemsty na Zaynie Maliku, a tym razem bardziej na mnie. Po godzinie szczegółowego analizowania rozkładu pomieszczeń w sali koncertowej w głównej części Londynu postanowiłam pójść do dziewczyn i dowiedzieć się trochę więcej o planie Scott'a. Layla i Jessica jak zazwyczaj urzędowały w "kwaterze głównej". Weszłam do środka i od razu mój wzrok przykuł jeden obraz, wyświetlany na małym ekranie. Przedstawiał on piątkę chłopaków, skaczących z mikrofonami po scenie, a za nimi kilku mężczyzn w czarnych, firmowych koszulach, którzy przygotowywali salę koncertową na wieczorny koncert zespołu, który właśnie miał próbę generalną. Pierwsze co dostrzegłam, to niesamowicie ogromna przestrzeń, dużo sprzętów różnego rodzaju, kolorowe światła, a co najgorsze- jak dla mnie- niewiarogodna liczba przygotowanych miejsc dla osób, które przybędą na koncert. Jak na moje oko, było to ponad 200 tys., jak nie więcej. Tyle osób do ochronienia! Istny wyczyn. Jak dzisiejsza akcja zakończy się sukcesem to będzie jakiś cud. Najważniejsze jest by nikt nie ucierpiał, tym bardziej- nie zginął z mojej przyczyny. Usiadłam obok panny Shot i z uwagą we trzy zaczęłyśmy analizować pomieszczenie sali koncertowej. Musiałyśmy wiedzieć, gdzie są wejścia, wyjścia- wszystko przez co można by się tam dostać lub wydostać. Szczególną uwagę musiałyśmy zwrócić na odległość sceny od miejsc dla oglądających i na inne tego typu rzeczy. Całkowite omówienie planu akcji zajęło nam prawie cztery godziny. Gdy wybiła godzina 16:30 postanowiłyśmy zacząć szykować się.
Z uwagi na to, że był to koncert One Direction musiałyśmy wtopić się w tłum. Z pewnością bez trudu zauważone zostałybyśmy w czarnych kombinezonach i skórzanych kurtkach, w których wybierałyśmy się na większość akcji. Tym razem postanowiłyśmy się poświęcić, w dodatku w mega ogromnym stopniu. Na wieczór Layla wyposażyła nas w koszulki z podobizną tego jakże cudownego zespołu. Czujecie ten sarkazm, prawda? A więc na nasze skórzane kombinezony ubrałyśmy te koszulki. Doskonały kamuflaż, pomyślałam. Broń sprytnie schowałyśmy, a słuchawki z wbudowanym mikrofonem włożyłyśmy na uszy. W ten sposób mogłyśmy się bez przeszkód porozumiewać, ponieważ na miejscu będziemy rozdzielone. Powtórzyłyśmy jeszcze raz plan i we trójkę udałyśmy się do garażu.
Pewnie zastanawiacie się dlaczego na taką akcje zabieram ze sobą tylko dwie osoby. prawda? Otóż więcej nie ma. Bardzo ostrożnie dopieram towarzyszy. Po przejęciu pałeczki po ojcu większość osób z jego gangu wywaliłam. Zdążyłam się już im przyjrzeć, gdy jeszcze pomagałam tacie. Ale gdy rok temu oddał mi swoją posadę zrobiłam zaległe zmiany. Większość była za stara, albo nie pasowały im metody, jakie stosowałam. Mój tata, Robin Murky był całkowitym przeciwieństwem mnie. Interesowały go tylko pieniądze i mord- gangsterski raj. Mimo, że nadal nasza grupa utrzymuje miano "gangu" prowadzimy mniej brutalne działania, co niektórym wcześniejszym członkom nie pasowało i szukało miejsca w innych grupach -co było mi na rękę- gdzie przywódcy z ogromną chęcią przyjmowali ich do siebie, ponieważ należeli do gangu sławnego Robina Murky'iego. A to, że tam byli nie czyniło z nich wcale najlepszymi. Większość ludzi zawiodła się na moim ojcu, gdy swoją posadę oddał mnie- swojej jedynej córce. Uważali, że tak odpowiedzialne stanowisko powinna mieć osoba bardziej doświadczona, a nie jakaś dziewczyna, która zaledwie od roku kręci się w tym świecie, mam na myśli gangsterski świat. Jednak szybko zmienili zdanie, gdy w zaledwie miesiąc, że tak powiem "panowałam" nad prawie całym Londynem, miałam kontakty na całym świecie i każdy z tego fachu zaczął się mnie powoli bać. Wtedy chcieli od nowa do nas dołączyć, ale ja nie toleruję zdrajców. I takim oto sposobem mam w swoich szeregach dwie wierne przyjaciółki- córki najlepszych przyjaciół mojego taty.
Każda z nas wsiadła do czarnego SUV-a i po kolei wyjechałyśmy, kierując się na miejsce wieczornej akcji.
Koncert rozpoczynał się za 1,5 godziny, ale zważając na dojazd, plus do tego zaparkowanie blisko hali koncertowej i jeszcze wejście do środka, to wyjechałyśmy a w sam raz. Po 30 minutach dojechałyśmy na miejsce. Samochody zaparkowałyśmy na tyłach budynku, a następnie ustawiłyśmy się w kolejce wraz z tłumem wrzeszczących nastolatek. Po około 20 minutach każda z nas zajmowała swoje miejsce. Nie siedziałyśmy obok siebie, ale w tym samym rządzie- pierwszym. Jess siedziała na lewym końcu, Layla prawym, a ja na samym środku. Rozglądałam się po sali, dziewczyny też i szukałyśmy kogoś od Blanka. Jednak jak widać, oni też byli dobrze zamaskowani. Po kilkuminutowym rozglądaniu się po pomieszczeniu i przypatrywaniu się ludziom dostrzegłam w tłumie dwóch członków gangu Scotta- Willa i Matta. Hmm... w sumie szybko się wykurowali po postrzale. Matt nadal utykał na nogę, po tym jak dostał w udo, a Will miał zabandażowaną rękę i wykonywał nią dość ostrożne ruchy. Obydwaj stanęli zaraz przy scenie i wykonywali dziwne gesty w kierunku mężczyzny stojącego kilka rzędów dalej. Ocho, kolejny. Cały czas ich obserwowałam, nie byli zbytnio uważni- nie zauważyli nas- i zdołałam wychwycić (mam nadzieję) wszystkich z ich grupy, nawet Scotta. Byli rozstawieni po całej sali koncertowej, piątka stała w okolicach sceny, a tylko jeden stał gdzieś w oddali. Kilka minut po 19 piątka chłopaków wbiegła na scenę, zaczął się koncert, a z nim całe widowisko. Leciała już chyba szósta piosenka, a ja w ogóle nie wsłuchiwałam się w słowa, nie zwracałam uwagi na ich głosy, ruchy. Ogólnie nie patrzyłam się na scenę, cały czas się rozglądałam i czekałam tylko na rozpoczęcie akcji. Strasznie mnie korciło. Chciałam mieć już to za sobą. Byłam z lekka zestresowana, ale i podniecona. Dziwne. Nigdy nie czułam czegoś takiego przed żadną akcją. Nagle muzyka ucichła i usłyszałam zachrypnięty głos. Na chwilę zwróciłam głowę ku scenie, by zakodować rozmieszczenie chłopaków na scenie. Zayn stał z tyłu. Loczek mówił przez mikrofon. Liam z Louisem wymieniali ze sobą jakieś uwagi, a Niall stał z boku sceny, tuż niedaleko Layly. Kędzierzawy rozmawiał z publicznością, a ja w tej chwili obserwowałam Scotta, stwierdziłam że będzie to dogodny moment na rozpoczęcie akcji i wiecie co? Nie myliłam się, Blank skinął głową do chłopaka stojącego na tyłach, który już po chwili wyciągnął broń i zaczął celować w gwiazdy dzisiejszego wieczoru. Automatycznie powiedziałam do odsłuchu "Teraz", a dziewczyny wstały i wbiegły na scenę wraz z lecącymi tam kulami. Na sali rozpętało się zamieszanie, słychać było krzyki, piski i wrzaski. Ekipa Blanka, gdy zobaczyła nas biegnące na odsiecz boysbandowi ruszyła za nami, chcąc odciągnąć nas od nich. Szybko się ich pozbyłam wyciągając pistolety i równocześnie wcelowałam, każdym z nich w chłopaków Scott'a. Obaj mimowolnie upadli, a ja zauważyłam, że przywódca ich grupy kieruje się w moją stronę. Niewiele myśląc wycelowałam w niego i też dostał. Nie zważając na to, czy ktoś od nich jeszcze pozostał ruszyłam na scenę w kierunku stojącego na samym końcu sceny zszokowanego Malika, który jako jedyny z zespołu pozostał bez obstawy. Layla ochraniała Nialla i Harrego i umiejętnie biła się z postrzelonym Mattem. Jessica natomiast walczyła z dwójką od Blanka i skutecznie obstawiała Liama i Louisa. Po kilku solidnych kopniakach oswobodziły się z napastników i pędem ruszyły ku wyjściu ewakuacyjnemu prowadzącemu na tyły hali, gdzie stały nasze samochody. Ja natomiast szybko podbiegłam do Zayna i zaczęłam go prowadzić w stronę, gdzie kilka zeskund temu zniknęły dziewczyny, osłaniając go całą sobą, jednak drogę przegrodził nam Scott wraz z Willem. Mimo ran po postrzałowych walczyli dalej. Byli jednak osłabieni i po kilkuminutowej walce pokonałam ich, po czym ponowiłam próbę dostania się do samochodu, ale gdy byliśmy już prawie przy celu poczułam jak kula przebija się przeze mnie, odwróciłam jeszcze wzrok i ujrzałam leżącego nieopodal mnie Blanka z bronią w ręku. Nagle poczułam jak Malik zaczyna mną potrząsać z myślą, że kula przeleciała mnie na wylot i krzyczał:
-Lana, proszę- nie umieraj!- na co patrząc mu w oczy, prychnęłam:
-Weź się zamknij i chodź dalej!
Zaczęłam go ciągnąć za rękę, po czym zaczęłam biec, a gdy byliśmy już pod SUV-em krzyknęła wsiadaj i obydwoje z piskiem opon ruszyliśmy spod hali koncertowej. Udało się! Uratowałyśmy ich! Zaczęłam cieszyć się i skakać z radości, ale tylko w głowie, w umyśle, bo wyraz twarzy miałam poważny. Gdyby ktoś teraz spojrzał na mnie pewnie mogłabym zabić go wzrokiem. Podczas pracy zawsze miałam kamienny wyraz twarzy, jak i serce. Sięgnęłam jeszcze po telefon i zadzwoniłam po służby: pogotowie, policje i straż. Mieli dużo pracy. Ja już swoją wykonałam. Spoglądnąłem na Malika, który siedział na fotelu obok i tępo wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Wydawał się zamyślony i zszokowany Chyba nie do końca pojął co przed chwilą się wydarzyło. Nic dziwnego, w końcu on na co dzień na widzi czegoś takiego, jeżeli w ogóle coś takiego kiedyś widział, w co wątpię. Po kilku minutach, gdy wjechaliśmy na jedną z głównych ulic Londynu skierował swój wzrok na mnie i zaczął mnie lustrować. Ja również spojrzałam na niego automatycznie i nasze oczy się zetknęły. W jego było widać strach, a w moich mogę się założyć, że nie było nic. Pustka. Brak uczuć. Wpatrywaliśmy się tak w siebie przez chwilę dopóki światło na skrzyżowaniu nie zmieniło się na zielone, a ja nie nacisnęłam z całej siły gazu i osiągając niewiargodną prędkość przebywałam przez ulice Londynu. Wpatrywałam się co chwila w lusterko, aby sprawdzić czy nic za nami nie jedzie, kiedy usłyszałam jego głos, pytający mnie:
-Lana? Czy ty jesteś nieśmiertelna?- zapytał Malik, a ja aż z wrażenia spojrzałam na niego, zwalniając prędkość. Wpatrywałam się w niego i nie wiedziałam o co mu chodzi....
-What the fuck?!- zapytałam.
Pewnie zastanawiacie się dlaczego na taką akcje zabieram ze sobą tylko dwie osoby. prawda? Otóż więcej nie ma. Bardzo ostrożnie dopieram towarzyszy. Po przejęciu pałeczki po ojcu większość osób z jego gangu wywaliłam. Zdążyłam się już im przyjrzeć, gdy jeszcze pomagałam tacie. Ale gdy rok temu oddał mi swoją posadę zrobiłam zaległe zmiany. Większość była za stara, albo nie pasowały im metody, jakie stosowałam. Mój tata, Robin Murky był całkowitym przeciwieństwem mnie. Interesowały go tylko pieniądze i mord- gangsterski raj. Mimo, że nadal nasza grupa utrzymuje miano "gangu" prowadzimy mniej brutalne działania, co niektórym wcześniejszym członkom nie pasowało i szukało miejsca w innych grupach -co było mi na rękę- gdzie przywódcy z ogromną chęcią przyjmowali ich do siebie, ponieważ należeli do gangu sławnego Robina Murky'iego. A to, że tam byli nie czyniło z nich wcale najlepszymi. Większość ludzi zawiodła się na moim ojcu, gdy swoją posadę oddał mnie- swojej jedynej córce. Uważali, że tak odpowiedzialne stanowisko powinna mieć osoba bardziej doświadczona, a nie jakaś dziewczyna, która zaledwie od roku kręci się w tym świecie, mam na myśli gangsterski świat. Jednak szybko zmienili zdanie, gdy w zaledwie miesiąc, że tak powiem "panowałam" nad prawie całym Londynem, miałam kontakty na całym świecie i każdy z tego fachu zaczął się mnie powoli bać. Wtedy chcieli od nowa do nas dołączyć, ale ja nie toleruję zdrajców. I takim oto sposobem mam w swoich szeregach dwie wierne przyjaciółki- córki najlepszych przyjaciół mojego taty.
Każda z nas wsiadła do czarnego SUV-a i po kolei wyjechałyśmy, kierując się na miejsce wieczornej akcji.
Koncert rozpoczynał się za 1,5 godziny, ale zważając na dojazd, plus do tego zaparkowanie blisko hali koncertowej i jeszcze wejście do środka, to wyjechałyśmy a w sam raz. Po 30 minutach dojechałyśmy na miejsce. Samochody zaparkowałyśmy na tyłach budynku, a następnie ustawiłyśmy się w kolejce wraz z tłumem wrzeszczących nastolatek. Po około 20 minutach każda z nas zajmowała swoje miejsce. Nie siedziałyśmy obok siebie, ale w tym samym rządzie- pierwszym. Jess siedziała na lewym końcu, Layla prawym, a ja na samym środku. Rozglądałam się po sali, dziewczyny też i szukałyśmy kogoś od Blanka. Jednak jak widać, oni też byli dobrze zamaskowani. Po kilkuminutowym rozglądaniu się po pomieszczeniu i przypatrywaniu się ludziom dostrzegłam w tłumie dwóch członków gangu Scotta- Willa i Matta. Hmm... w sumie szybko się wykurowali po postrzale. Matt nadal utykał na nogę, po tym jak dostał w udo, a Will miał zabandażowaną rękę i wykonywał nią dość ostrożne ruchy. Obydwaj stanęli zaraz przy scenie i wykonywali dziwne gesty w kierunku mężczyzny stojącego kilka rzędów dalej. Ocho, kolejny. Cały czas ich obserwowałam, nie byli zbytnio uważni- nie zauważyli nas- i zdołałam wychwycić (mam nadzieję) wszystkich z ich grupy, nawet Scotta. Byli rozstawieni po całej sali koncertowej, piątka stała w okolicach sceny, a tylko jeden stał gdzieś w oddali. Kilka minut po 19 piątka chłopaków wbiegła na scenę, zaczął się koncert, a z nim całe widowisko. Leciała już chyba szósta piosenka, a ja w ogóle nie wsłuchiwałam się w słowa, nie zwracałam uwagi na ich głosy, ruchy. Ogólnie nie patrzyłam się na scenę, cały czas się rozglądałam i czekałam tylko na rozpoczęcie akcji. Strasznie mnie korciło. Chciałam mieć już to za sobą. Byłam z lekka zestresowana, ale i podniecona. Dziwne. Nigdy nie czułam czegoś takiego przed żadną akcją. Nagle muzyka ucichła i usłyszałam zachrypnięty głos. Na chwilę zwróciłam głowę ku scenie, by zakodować rozmieszczenie chłopaków na scenie. Zayn stał z tyłu. Loczek mówił przez mikrofon. Liam z Louisem wymieniali ze sobą jakieś uwagi, a Niall stał z boku sceny, tuż niedaleko Layly. Kędzierzawy rozmawiał z publicznością, a ja w tej chwili obserwowałam Scotta, stwierdziłam że będzie to dogodny moment na rozpoczęcie akcji i wiecie co? Nie myliłam się, Blank skinął głową do chłopaka stojącego na tyłach, który już po chwili wyciągnął broń i zaczął celować w gwiazdy dzisiejszego wieczoru. Automatycznie powiedziałam do odsłuchu "Teraz", a dziewczyny wstały i wbiegły na scenę wraz z lecącymi tam kulami. Na sali rozpętało się zamieszanie, słychać było krzyki, piski i wrzaski. Ekipa Blanka, gdy zobaczyła nas biegnące na odsiecz boysbandowi ruszyła za nami, chcąc odciągnąć nas od nich. Szybko się ich pozbyłam wyciągając pistolety i równocześnie wcelowałam, każdym z nich w chłopaków Scott'a. Obaj mimowolnie upadli, a ja zauważyłam, że przywódca ich grupy kieruje się w moją stronę. Niewiele myśląc wycelowałam w niego i też dostał. Nie zważając na to, czy ktoś od nich jeszcze pozostał ruszyłam na scenę w kierunku stojącego na samym końcu sceny zszokowanego Malika, który jako jedyny z zespołu pozostał bez obstawy. Layla ochraniała Nialla i Harrego i umiejętnie biła się z postrzelonym Mattem. Jessica natomiast walczyła z dwójką od Blanka i skutecznie obstawiała Liama i Louisa. Po kilku solidnych kopniakach oswobodziły się z napastników i pędem ruszyły ku wyjściu ewakuacyjnemu prowadzącemu na tyły hali, gdzie stały nasze samochody. Ja natomiast szybko podbiegłam do Zayna i zaczęłam go prowadzić w stronę, gdzie kilka zeskund temu zniknęły dziewczyny, osłaniając go całą sobą, jednak drogę przegrodził nam Scott wraz z Willem. Mimo ran po postrzałowych walczyli dalej. Byli jednak osłabieni i po kilkuminutowej walce pokonałam ich, po czym ponowiłam próbę dostania się do samochodu, ale gdy byliśmy już prawie przy celu poczułam jak kula przebija się przeze mnie, odwróciłam jeszcze wzrok i ujrzałam leżącego nieopodal mnie Blanka z bronią w ręku. Nagle poczułam jak Malik zaczyna mną potrząsać z myślą, że kula przeleciała mnie na wylot i krzyczał:
-Lana, proszę- nie umieraj!- na co patrząc mu w oczy, prychnęłam:
-Weź się zamknij i chodź dalej!
Zaczęłam go ciągnąć za rękę, po czym zaczęłam biec, a gdy byliśmy już pod SUV-em krzyknęła wsiadaj i obydwoje z piskiem opon ruszyliśmy spod hali koncertowej. Udało się! Uratowałyśmy ich! Zaczęłam cieszyć się i skakać z radości, ale tylko w głowie, w umyśle, bo wyraz twarzy miałam poważny. Gdyby ktoś teraz spojrzał na mnie pewnie mogłabym zabić go wzrokiem. Podczas pracy zawsze miałam kamienny wyraz twarzy, jak i serce. Sięgnęłam jeszcze po telefon i zadzwoniłam po służby: pogotowie, policje i straż. Mieli dużo pracy. Ja już swoją wykonałam. Spoglądnąłem na Malika, który siedział na fotelu obok i tępo wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Wydawał się zamyślony i zszokowany Chyba nie do końca pojął co przed chwilą się wydarzyło. Nic dziwnego, w końcu on na co dzień na widzi czegoś takiego, jeżeli w ogóle coś takiego kiedyś widział, w co wątpię. Po kilku minutach, gdy wjechaliśmy na jedną z głównych ulic Londynu skierował swój wzrok na mnie i zaczął mnie lustrować. Ja również spojrzałam na niego automatycznie i nasze oczy się zetknęły. W jego było widać strach, a w moich mogę się założyć, że nie było nic. Pustka. Brak uczuć. Wpatrywaliśmy się tak w siebie przez chwilę dopóki światło na skrzyżowaniu nie zmieniło się na zielone, a ja nie nacisnęłam z całej siły gazu i osiągając niewiargodną prędkość przebywałam przez ulice Londynu. Wpatrywałam się co chwila w lusterko, aby sprawdzić czy nic za nami nie jedzie, kiedy usłyszałam jego głos, pytający mnie:
-Lana? Czy ty jesteś nieśmiertelna?- zapytał Malik, a ja aż z wrażenia spojrzałam na niego, zwalniając prędkość. Wpatrywałam się w niego i nie wiedziałam o co mu chodzi....
-What the fuck?!- zapytałam.
C.D.N.
Cześć kochani. Witam was po prawie dwóch tygodniach i od razy przepraszam, że tam późno. Sami wiecie- wakacje i nie każdemu się chce siedzieć przed ekranem komputera i pisać rozdział. Zawsze wieczorami zasiadałam i wklepywałam po kilka zdań, aż w końcu dziś zebrałam swe siły i dokończyłam 6 rozdział.
Okej, to jak się wam podoba?
Jak myślicie: czy relacje między Laną a Zaynem się poprawią?
Odpowiedzi w komentarzach!
Do następnego.
Pozdrawiam
Dija;)
Jak zwykle świetny rozdział !!! :***
OdpowiedzUsuńKocham Cię ! jesteś cudna :)
Mam nadzieję, że stosunki między Laną, a Zaynem się poprawią :** , ale to już ty zdecydujesz co naprawdę się zdarzy ! ♥♥ pozdrawiam i życzę weny...
Cudowny :*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Czekan na kolejny.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie.
http://all-you-need4.blogspot.com/
Przeczytałam wszystkkie rozdziały i są świetne, tylko jestem leniwa i nie chciało mi się ich komentować. Czekam na kolrjny rozdział<3
OdpowiedzUsuńFajne, pisz dalej.
OdpowiedzUsuńGenialny :*
OdpowiedzUsuńrozdział świetny, twoje opowiadanie uzależnia, mam tylko małe pytanie. Jak na prawdę nazywa się ta dziewczyna, która gra Dalajlanę ?
OdpowiedzUsuńDziękuję za miły komentarz. Ta dziewczyna nazywa się Kaya Scodelario. ;P
OdpowiedzUsuń