wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 4 Teraz jest lepiej. Łatwiej się żyje. Nie martwisz się o jutro, nie czujesz nic oprócz żądzy zemsty i zapachu śmierci.

Rozdział 4 

Teraz jest lepiej. Łatwiej się żyje. Nie martwisz się o jutro, nie czujesz nic oprócz żądzy zemsty i zapachu śmierci.

♫ ♫ ♫ ♫ ♫ ♫ 



*Liam*

Jestem zdezorientowany. Ta dziewczyna. Ona, ona mnie przeraża. Wpada do nas do domu, potem zabija trzy osoby, patrzy na nas przeszywającym wzrokiem, a potem gada jakby nigdy nic z Niall'em. Ja już zgłupiałem. Uratowała nas czy nie? Niby nic nam nie robi złego, ale nadal nas nie rozwiązała. Ta sytuacja jest dziwaczna. Boję się...



*Louis*

Ta dziewczyna jest bardzo tajemnicza. Intryguje mnie, ale też przeraża. Bez żadnych skrupułów zabiła trzy osoby. Chyba, że jest tak dobrą aktorką, że nie dała po sobie poznać, że się tym przejęła. Nie mam zielonego pojęcia. No ale w sumie to nie jest taka zła. Bo patrząc z pozytywnej strony, wiemy, że nas nie zabije. Prawda? Przecież nas uratowała. 



*Harry*

Wiecie co pomyślałem jak po raz pierwszy ujrzałem tą dziewczynę? "Dobra dupa. Szkoda tylko, że znalazła się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. Taka ślicznotka, mam nadzieję, że jej oszczędzą ci gangsterzy." Ale teraz nie mam najmniejszego pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Ona jest niebezpieczna. Zabiła trzech mężczyzn, w dodatku starszych i silniejszych od niej. Kim ona do cholery jest? Gdy tu weszła w oczach tych gangsterów widziałem strach, panikę i wielkie zdziwienie. Czy oni bali się tej kruszynki? Bo ja tak. I to jeszcze jak!


*Niall*

Wiecie co? Ja się jej nie boję. Wiem, że to może wydawać się wam dziwne, bo zabiła trzech mężczyzn i w ogóle. Ale działała w słusznej sprawie. Uratowała nas. Nie byliśmy niczego winni więc działała po stronie dobra. Ci, których postrzeliła nie byli za "święci". Bo kto normalny załatwia takie sprawy poprzez przemoc? Przecież nikt nikogo nie może zmusić do miłości. A poza tym... Kto z takimi pięknymi oczami mógłby być zły? Co? Jak dla mnie ona jest fajna. Czuję, że się zaprzyjaźnimy. Wiem, że ona jeszcze nie jedno dla nas zrobi... Jest taka kochana. Naraziła siebie i swoje życie dla nas...


*Zayn*

Ja... ja nie wiem co powiedzieć. Czy to jest ona? Czy to jest moja Dalajlana? Przecież... przecież to niemożliwe. Jak? Jakim cudem ona tu jest? Dlaczego? Dlaczego przejęła fach po swoim ojcu. Przecież kiedyś nie chciała, za żadne skarby nie chciała być szefem takiego gangu. A teraz ona siedzi przede mną i tak bardzo jest mi jej szkoda. Widzę jej przerażający wzrok, który kiedyś patrzył na ludzi przyjaźnie. Jej piękne oczy wyrażające ból, a nie jak dawniej radość. Jej kruchą, ale tak silną sylwetkę. Jej piękną twarz, pokrytą delikatnie piegami, na której maluje się teraz chęć zemsty i determinacja. Słyszę jej przeraźliwie ostry ton głosu, którym kiedyś bez przerwy mnie rozśmieszała, mówiąc co chwile jakieś dowcipy. A to wszystko moja wina. Moja i tylko moja. Bo ją zostawiłem samą. Myślałem, że urywając z nią kontakt uchronię ją przed tym wszystkim. Myliłem się i to jak. Pogorszyłem sprawę i nic więcej. Ja... ja chciałem chronić tylko osobą, na której mi zależy i którą kocham ponad życie... Ale zniszczyłem ją. Nieświadomie, ale to zrobiłem. 




*Dalajlana*

Siedziałam w salonie w domu pewnego zespołu. Wpatrywałam się w nich przeszywającym głosem, a oni jak tylko mogli unikali go. To tak jakby jedno moje spojrzenie w ich oczy miało ich zamrozić. Fajne, ale niemożliwe. Oni najwyraźniej mnie się bali do tego stopnia, ale ja im nic nie zrobię. To, że ich nie rozwiązałam nie oznacza, przecież, że ich od razu pozabijam. To tylko konsekwencje, których chyba już wystarczy.

-Nie bójcie się mnie. Nic wam nie zrobię.- powiedziałam łagodniejszym głosem.

-Nie?- spytał zaskoczony chłopak w lokach.

-Nie.- odparłam.

-To dlaczego nas nie rozwiążesz? - zapytał po chwili chłopak w bluzce w paski.

-Przecież Blank za nic was by was nie przetrzymywał. Konsekwencje.

-My nic nie zrobiliśmy.

-Nie? Ja myślę, że jednak ktoś musi być przyczyną całego tego zajścia.- powiedziałam obdarzając po raz pierwszy wzrokiem Zayn'a, który złapał moje spojrzenie, patrząc na mnie ze smutkiem i żalem.

-Ale to jest bez sensu. Całe to zajście.- dodał lokowaty.

-Też tak myślę.- dodałam oglądając pokój dookoła i przyglądając się ogrodowi przez stłuczone okno.- Powinniście załatwić sobie jakieś porządne zabezpieczenia przed włamaniem. Dziwne, że nie macie nic takiego.

-Mówili, że nie potrzebne, bo to bardzo spokojna dzielnica. I nie było jeszcze tu żadnego włamania.- powiedział chłopak obcięty na krótko. Zdecydowanie muszę nauczyć się ich imion.

-Bo to prawda. Nie dopuszczę nigdy by komuś z mojego terenu coś się stało.- odrzekłam.

-Z twojego terenu?- spytał zszokowany loczek.

-Tak.

-Ale jakim cudem?- ciekawił się dalej.

-Normalnym. Mieszkacie na moim terenie. 

-Ale dlaczego o tym nie wiedzieliśmy?- oj zaczyna mnie on już wkurzać.

-Nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? -zapytałam się go.

-Ty i tak tam trafisz. Zabiłaś trzy osoby!- wykrzyknął kędzierzawy, a po chwili usłyszałam stłumiony głos pasiastego, który kazał mu się zamknąć.

-Ja nikogo nie zabiłam.- warknęłam.

-Ale jak to? Przecież oni... oni... dostali.- tym razem odezwał się chłopak, który uspakajał lokowatego.

-To, że dostali nie oznacza, że nie żyją. Wyjdą z tego za kilka dni, a wtedy wy będziecie musieli uważać. To są niewielkie rany. Zobaczycie.

-Żartujesz, prawda? To są małe rany?- spytał zdziwiony loczek.


-No tak.- odparłam obojętnie, dodając po chwili- Chyba mało w życiu widziałeś...


-Chyba tak.- podsumował, a w pomieszczeniu zapadła cisza. Mi to nie przeszkadza.


-A co miałaś na myśli, mówiąc, że będziemy musieli uważać?- spytał chłopak z włosami obciętymi krótko.


-Drogi...- zaczęłam i zrobiłam przerwę nie wiedząc jak ten chłopak ma na imię.


-Liam.- podpowiedział mi.


-A więc. Drogi Liam'ie: oni tak łatwo nie odpuszczą.


-Co masz na myśli?


-To, że wkrótce znowu tu zawitają, bo uraziłam ich dumę i będą się chcieli odegrać za wszelką cenę.


-Ale... ale w jaki sposób?


-Włamią się kilka razy, okradną, możliwe, że was pobiją, albo uszkodzą w trwały sposób...- zaczęłam wymieniać.


-Co? I ty tak spokojnie o tym mówisz? Przecież oni mogą nas zabić! Jak my się mamy przed takimi bandziorami bronić?- krzyknął lokers.


-Ciszej. Stoję obok. -upomniałam go.

-Może zgłosimy to na policję, zaczną ich szukać, a nam dadzą obstawę.- wycedził zmartwiony Liam na co zaczęłam się śmiać, a wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni.

-Z czego ty się śmiejesz?- spytał wkurzony loczek.

-Z was. Z waszej głupoty.- odparłam, a widząc ich zdezorientowane miny dodałam- Myślisz, że oni się policji będą bali to jesteś w błędzie. Będzie na odwrót. Policja wam nawet nie pomoże. 

-A to dlaczego? Przecież ciebie się bali to policji tym bardziej.- stwierdził kędzierzawy, a ja znowu się zaśmiałam.

-Jak ty mało jeszcze wiesz.- dodałam czochrając mu włosy.- Nie wiesz kim jestem, ani na co mnie stać.

-Widziałem.

-To nie wszytko.- powiedziałam, a w pokoju po raz kolejny zapadła błoga cisza, jednak po chwili przerwał ją zmartwiony Liam. Och, jaki on troskliwy. 

-To co my mamy zrobić?

-Nic.- odrzekłam.

-Jak to nic?

-Wy nic. Zostawcie to mnie. Wszystkim się zajmę.- odpowiedziałam.

-Ty? Ty nam pomożesz? 

-Tak. Nie zostawiam ludzi w potrzebie. A poza tym to mój teren i nikt nie będzie mi się wpier*alać w interesy.

-Ale co zrobisz?- pytali dalej ciekawi.

-Im mniej wiecie tym lepiej. Ale będziecie bezpieczni. Jak będzie wam coś groziło to zawsze ktoś się tu zjawi. 

-Skąd będziesz wiedziała kiedy będzie nam coś grozić?

-Mam swoje źródła. Mam kontakty na całym świecie, a Londyn to pestka.

-I co? Każdy tak ci wszystko mówi? 

-Tak, inaczej spieprzyliby sobie życie, ale w swoim czasie się przekonacie o co mi chodzi.

-Przerażasz mnie.- stwierdził Liam.

-O to w tym wszystkim chodzi.- posumowałam, siadając na kanapie wpadając w wir myśli, z których wyciągnął mnie ON:

-Nie będziesz się narażać dla nas.- stwierdził.

-Nie będziesz mi mówić co mam robić.- warknęłam.

-Nie chcę żeby cię zabili.

-Nie zabiją mnie, ewentualnie ja ich. Po za tym panuje tu prosta zasada: Oko za oko. Ząb za ząb. Życie za życie. Podsumowując  nikt nie wpier*ala się w moje życie i nie łamie moich zasad.

-Kiedyś taka nie byłaś. Ja Cię przepraszam. Chciałem dobrze.- zaczął Zayn.

-Jakoś ci nie wyszło. Ale wiesz... Teraz jest lepiej. Łatwiej się żyje. Nie martwisz się o jutro, nie czujesz nic oprócz żądzy zemsty i zapachu śmierci.- postraszyłam go trochę koloryzując swoje życie. Spojrzałam na niego ostrym wzrokiem i zauważyłam, że łza kręci mu się w oku, a twarz ma smutną i ponurą. Wziął na siebie odpowiedzialność moich czynów.

-Dziewczyno, nie mów tak. Nie byłaś taka.

-Byłam. Zwyczajnie mnie nie poznałeś dobrze i już nigdy nie poznasz.- powiedziałam wyciągając nóż z kieszeni i kierując się z nim w stronę Malika, po drodze słyszałam tylko krzyk "Nie rób tego", ale było już za późno. Podeszłam do niego i.......






Witam, witam was kochani! :*

Jak się podoba rozdział? 

Właśnie skończyłam go pisać. W sumie to dziś napisałam cały, wczoraj jedynie kilka zdań miałam i nie mogłam nic wymyślić, ale dziś miałam jakiś taki napływ weny i oto jest rozdział 4.

Proszę o komentarze!

Zachęcam też do oglądania i komentowania zwiastuna.

Linka na yt:




5 komentarzy:

  1. Przeczytałam! świetny. Kurcze ja bym nie umiała tak pisać. Masz talent i niezłą wyobraźnię. Wiem co ona zrobi :P mimo tego i tak będę czekać na next bo mnie zainteresowało. Możesz mnie powiadamiać pisząc w zakładce spam :D Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń