niedziela, 28 lipca 2013

Rozdział 6 Czy ty jesteś nieśmiertelna?

Rozdział 6

Czy ty jesteś nieśmiertelna?

♫ ♫ ♫ ♫ ♫



*Dalajlana*


Nie powiem. Wieczór zapowiadał się ciekawie. Kolejna akcja. Kolejny raz spotkam Zayna i resztę. Nie mogę teraz odpuścić i dać sobie spokój, bo jak się już za coś wezmę to muszę to skończyć. Poza tym obiecałam Liam'owi, że zadbam o ich bezpieczeństwo. A ja nigdy nie łamię danego słowa. Nigdy łatwo się nie poddaję. 

  
Kombinezon ASOS
Dzisiejszego dnia wstałam o 6, a godzinę później z Jess pojechałyśmy na patrol. Przez 3 godziny jeździłyśmy po Londynie, obserwując dokładnie każdy jego centymetr. Zawsze sprawdzałyśmy czy coś się stało. W ostatnim czasie dużą wagę przywiązujemy do obserwacji najbogatszej dzielnicy tego miasta, którą zamieszkuje nielubiany przeze mnie boysband. Po naszej zwiadowskiej przejażdżce wróciłyśmy do domu. Wybiła wtedy 10:25. Chwilę później moja towarzyszka ruszyła na spotkanie z informatorem, a ja udałam się do gabinetu, aby dokładnie przejrzeć plan budynku, w którym dzisiejszego wieczora niejaki Scott Blank postanowił ponowić próbę zemsty na Zaynie Maliku, a tym razem bardziej na mnie. Po godzinie szczegółowego analizowania rozkładu pomieszczeń w sali koncertowej w głównej części Londynu postanowiłam pójść do dziewczyn i dowiedzieć się trochę więcej o planie Scott'a. Layla i Jessica jak zazwyczaj urzędowały w "kwaterze głównej". Weszłam do środka i od razu mój wzrok przykuł jeden obraz, wyświetlany na małym ekranie. Przedstawiał on piątkę chłopaków, skaczących z mikrofonami po scenie, a za nimi kilku mężczyzn w czarnych, firmowych koszulach, którzy przygotowywali salę koncertową na wieczorny koncert zespołu, który właśnie miał próbę generalną. Pierwsze co dostrzegłam, to niesamowicie ogromna przestrzeń, dużo sprzętów różnego rodzaju, kolorowe światła, a co najgorsze- jak dla mnie- niewiarogodna liczba przygotowanych miejsc dla osób, które przybędą na koncert. Jak na moje oko, było to ponad 200 tys., jak nie więcej. Tyle osób do ochronienia! Istny wyczyn. Jak dzisiejsza akcja zakończy się sukcesem to będzie jakiś cud. Najważniejsze jest by nikt nie ucierpiał, tym bardziej- nie zginął z mojej przyczyny. Usiadłam obok panny Shot i z uwagą we trzy zaczęłyśmy analizować pomieszczenie sali koncertowej. Musiałyśmy wiedzieć, gdzie są wejścia, wyjścia- wszystko przez co można by się tam dostać lub wydostać. Szczególną uwagę musiałyśmy zwrócić na odległość sceny od miejsc dla oglądających i na inne tego typu rzeczy. Całkowite omówienie planu akcji zajęło nam prawie cztery godziny. Gdy wybiła godzina 16:30 postanowiłyśmy zacząć szykować się. 
Z uwagi na to, że był to koncert One Direction musiałyśmy wtopić się w tłum. Z pewnością bez trudu zauważone zostałybyśmy w czarnych kombinezonach i skórzanych kurtkach, w których wybierałyśmy się na większość akcji. Tym razem postanowiłyśmy się poświęcić, w dodatku w mega ogromnym stopniu. Na wieczór Layla wyposażyła nas w koszulki z podobizną tego jakże cudownego zespołu. Czujecie ten sarkazm, prawda? A więc na nasze skórzane kombinezony ubrałyśmy te koszulki. Doskonały kamuflaż, pomyślałam. Broń sprytnie schowałyśmy, a słuchawki z wbudowanym mikrofonem włożyłyśmy na uszy. W ten sposób mogłyśmy się bez przeszkód porozumiewać, ponieważ na miejscu będziemy rozdzielone. Powtórzyłyśmy jeszcze raz plan i we trójkę udałyśmy się do garażu. 

Pewnie zastanawiacie się dlaczego na taką akcje zabieram ze sobą tylko dwie osoby. prawda? Otóż więcej nie ma. Bardzo ostrożnie dopieram towarzyszy. Po przejęciu pałeczki po ojcu większość osób z jego gangu wywaliłam. Zdążyłam się już im przyjrzeć, gdy jeszcze pomagałam tacie. Ale gdy rok temu oddał mi swoją posadę zrobiłam zaległe zmiany. Większość była za stara, albo nie pasowały im metody, jakie stosowałam. Mój tata, Robin Murky był całkowitym przeciwieństwem mnie. Interesowały go tylko pieniądze i mord- gangsterski raj. Mimo, że nadal nasza grupa utrzymuje miano "gangu" prowadzimy mniej brutalne działania, co niektórym wcześniejszym członkom nie pasowało i szukało miejsca w innych grupach -co było mi na rękę- gdzie przywódcy z ogromną chęcią przyjmowali ich do siebie, ponieważ należeli do gangu sławnego Robina Murky'iego. A to, że tam byli nie czyniło z nich wcale najlepszymi. Większość ludzi zawiodła się na moim ojcu, gdy swoją posadę oddał mnie- swojej jedynej córce. Uważali, że tak odpowiedzialne stanowisko powinna mieć osoba bardziej doświadczona, a nie jakaś dziewczyna, która zaledwie od roku kręci się w tym świecie, mam na myśli gangsterski świat. Jednak szybko zmienili zdanie, gdy w zaledwie miesiąc, że tak powiem "panowałam" nad prawie całym Londynem, miałam kontakty na całym świecie i każdy z tego fachu zaczął się mnie powoli bać. Wtedy chcieli od nowa do nas dołączyć, ale ja nie toleruję zdrajców. I takim oto sposobem mam w swoich szeregach dwie wierne przyjaciółki- córki najlepszych przyjaciół mojego taty.



Każda z nas wsiadła do czarnego SUV-a i po kolei wyjechałyśmy, kierując się na miejsce wieczornej akcji. 
Koncert rozpoczynał się za 1,5 godziny, ale zważając na dojazd, plus do tego zaparkowanie blisko hali koncertowej i jeszcze wejście do środka, to wyjechałyśmy a w sam raz. Po 30 minutach dojechałyśmy na miejsce. Samochody zaparkowałyśmy na tyłach budynku, a następnie ustawiłyśmy się w kolejce wraz z tłumem wrzeszczących nastolatek. Po około 20 minutach każda z nas zajmowała swoje miejsce. Nie siedziałyśmy obok siebie, ale w tym samym rządzie- pierwszym. Jess siedziała na lewym końcu, Layla prawym, a ja na samym środku. Rozglądałam się po sali, dziewczyny też i szukałyśmy kogoś od Blanka. Jednak jak widać, oni też byli dobrze zamaskowani. Po kilkuminutowym rozglądaniu się po pomieszczeniu i przypatrywaniu się ludziom dostrzegłam w tłumie dwóch członków gangu Scotta-  Willa i Matta. Hmm... w sumie szybko się wykurowali po postrzale. Matt nadal utykał na nogę, po tym jak dostał w udo, a Will miał zabandażowaną rękę i wykonywał nią dość ostrożne ruchy. Obydwaj stanęli zaraz przy scenie i wykonywali dziwne gesty w kierunku mężczyzny stojącego kilka rzędów dalej. Ocho, kolejny. Cały czas ich obserwowałam, nie byli zbytnio uważni- nie zauważyli nas- i zdołałam wychwycić (mam nadzieję) wszystkich z ich grupy, nawet Scotta. Byli rozstawieni po całej sali koncertowej, piątka stała w okolicach sceny, a tylko jeden stał gdzieś w oddali. Kilka minut po 19 piątka chłopaków wbiegła na scenę, zaczął się koncert, a z nim całe widowisko. Leciała już chyba szósta piosenka, a ja w ogóle nie wsłuchiwałam się w słowa, nie zwracałam uwagi na ich głosy, ruchy. Ogólnie nie patrzyłam się na scenę, cały czas się rozglądałam i czekałam tylko na rozpoczęcie akcji. Strasznie mnie korciło. Chciałam mieć już to za sobą. Byłam z lekka zestresowana, ale i podniecona. Dziwne. Nigdy nie czułam czegoś takiego przed żadną akcją. Nagle muzyka ucichła i usłyszałam zachrypnięty głos. Na chwilę zwróciłam głowę ku scenie, by zakodować rozmieszczenie chłopaków na scenie. Zayn stał z tyłu. Loczek mówił przez mikrofon. Liam z Louisem wymieniali ze sobą jakieś uwagi, a Niall stał z boku sceny, tuż niedaleko Layly. Kędzierzawy rozmawiał z publicznością, a ja w tej chwili obserwowałam Scotta, stwierdziłam  że będzie to dogodny moment na rozpoczęcie akcji i wiecie co? Nie myliłam się, Blank skinął głową do chłopaka stojącego na tyłach, który już po chwili wyciągnął broń i zaczął celować w gwiazdy dzisiejszego wieczoru. Automatycznie powiedziałam do odsłuchu "Teraz", a dziewczyny wstały i wbiegły na scenę wraz z lecącymi tam kulami. Na sali rozpętało się zamieszanie, słychać było krzyki, piski i wrzaski. Ekipa Blanka, gdy zobaczyła nas biegnące na odsiecz boysbandowi ruszyła za nami, chcąc odciągnąć nas od nich. Szybko się ich pozbyłam wyciągając pistolety i równocześnie wcelowałam, każdym z nich w chłopaków Scott'a. Obaj mimowolnie upadli, a ja zauważyłam, że przywódca ich grupy kieruje się w moją stronę. Niewiele myśląc wycelowałam w niego i też dostał. Nie zważając na to, czy ktoś od nich jeszcze pozostał ruszyłam na scenę w kierunku stojącego na samym końcu sceny zszokowanego Malika, który jako jedyny z zespołu pozostał bez obstawy. Layla ochraniała Nialla i Harrego i umiejętnie biła się z postrzelonym Mattem. Jessica natomiast walczyła z dwójką od Blanka i skutecznie obstawiała Liama i Louisa. Po kilku solidnych kopniakach oswobodziły się z napastników i pędem ruszyły ku wyjściu ewakuacyjnemu prowadzącemu na tyły hali, gdzie stały nasze samochody. Ja natomiast szybko podbiegłam do Zayna i zaczęłam go prowadzić w stronę, gdzie kilka zeskund temu zniknęły dziewczyny, osłaniając go całą sobą, jednak drogę przegrodził nam Scott wraz z Willem. Mimo ran po postrzałowych walczyli dalej. Byli jednak osłabieni i po kilkuminutowej walce pokonałam ich, po czym ponowiłam próbę dostania się do samochodu, ale gdy byliśmy już prawie przy celu poczułam jak kula przebija się przeze mnie, odwróciłam jeszcze wzrok i ujrzałam leżącego nieopodal mnie Blanka z bronią w ręku. Nagle poczułam jak Malik zaczyna mną potrząsać z myślą, że kula przeleciała mnie na wylot i krzyczał:

-Lana, proszę- nie umieraj!- na co patrząc mu w oczy, prychnęłam:

-Weź się zamknij i chodź dalej!

Zaczęłam go ciągnąć za rękę, po czym zaczęłam biec, a gdy byliśmy już pod SUV-em krzyknęła wsiadaj i obydwoje z piskiem opon ruszyliśmy spod hali koncertowej. Udało się! Uratowałyśmy ich! Zaczęłam cieszyć się i skakać z radości, ale tylko w głowie, w umyśle, bo wyraz twarzy miałam poważny. Gdyby ktoś teraz spojrzał na mnie pewnie mogłabym zabić go  wzrokiem. Podczas pracy zawsze miałam kamienny wyraz twarzy, jak i serce. Sięgnęłam jeszcze po telefon i zadzwoniłam po służby: pogotowie, policje i straż. Mieli dużo pracy. Ja już swoją wykonałam. Spoglądnąłem na Malika, który siedział na fotelu obok i tępo wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Wydawał się zamyślony i zszokowany  Chyba nie do końca pojął co przed chwilą się wydarzyło. Nic dziwnego, w końcu on na co dzień na widzi czegoś takiego, jeżeli w ogóle coś takiego kiedyś widział, w co wątpię. Po kilku minutach, gdy wjechaliśmy na jedną z głównych ulic Londynu skierował swój wzrok na mnie i zaczął mnie lustrować. Ja również spojrzałam na niego automatycznie i nasze oczy się zetknęły. W jego było widać strach, a w moich mogę się założyć, że nie było nic. Pustka. Brak uczuć. Wpatrywaliśmy się tak w siebie przez chwilę dopóki światło na skrzyżowaniu nie zmieniło się na zielone, a ja nie nacisnęłam z całej siły gazu i osiągając niewiargodną prędkość przebywałam przez ulice Londynu. Wpatrywałam się co chwila w lusterko, aby sprawdzić czy nic za nami nie jedzie, kiedy usłyszałam jego głos, pytający mnie:


-Lana? Czy ty jesteś nieśmiertelna?- zapytał Malik, a ja aż z wrażenia spojrzałam na niego, zwalniając prędkość. Wpatrywałam się w niego i nie wiedziałam o co mu chodzi....

-What the fuck?!- zapytałam.








C.D.N.




Cześć kochani. Witam was po prawie dwóch tygodniach i od razy przepraszam, że tam późno. Sami wiecie- wakacje i nie każdemu się chce siedzieć przed ekranem komputera i pisać rozdział. Zawsze wieczorami zasiadałam i wklepywałam po kilka zdań, aż w końcu dziś zebrałam swe siły i dokończyłam 6 rozdział.

Okej, to jak się wam podoba?

Jak myślicie: czy relacje między Laną a Zaynem się poprawią? 

Odpowiedzi w komentarzach!

Do następnego. 

Pozdrawiam

Dija;)




wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 5 Jest już za późno na przeprosiny. Już nic nie będzie tak jak kiedyś.

Rozdział 5

Jest już za późno na przeprosiny. Już nic nie będzie tak jak kiedyś.

♫ ♫ ♫ ♫ ♫ ♫



-Kiedyś taka nie byłaś. Ja Cię przepraszam. Chciałem dobrze.- zaczął Zayn.

-Jakoś ci nie wyszło. Ale wiesz... Teraz jest lepiej. Łatwiej się żyje. Nie martwisz się o jutro, nie czujesz nic oprócz żądzy zemsty i zapachu śmierci.- postraszyłam go trochę koloryzując swoje życie. Spojrzałam na niego ostrym wzrokiem i zauważyłam, że łza kręci mu się w oku, a twarz ma smutną i ponurą. Wziął na siebie odpowiedzialność moich czynów.

-Dziewczyno, nie mów tak. Nie byłaś taka.

-Byłam. Zwyczajnie mnie nie poznałeś dobrze i już nigdy nie poznasz.- powiedziałam wyciągając nóż z kieszeni i kierując się z nim w stronę Malika, po drodze słyszałam tylko krzyk "Nie rób tego", ale było już za późno. Podeszłam do niego i rozcięłam sznurek, którym był przywiązany do krzesła. Po chwili usłyszałam głośne wypuszczenie powietrza przez wszystkich chłopaków, oznaczające ulgę. Oni myśleli, że chciałam go zabić. Zayn tępo siedział na krześle. Nie ruszał się, nie mówił. Chodź mógł. Miał swobodę ruchu, ale nic z tym nie zrobił. Siedział i wpatrywał się w obraz przed sobą. Natomiast ja podeszłam do reszty i uwolniłam ich. Jako pierwszy wstał Niall i podszedł do mnie. Wpatrywał się we mnie pytającym wzrokiem. Chciał mnie przytulić. Kiwnęłam głową, a on delikatnie objął mnie ramieniem i szepnął na ucho "Nawet nie wiesz jak jestem ci ogromnie wdzięczny". Skinęłam głową i odsunęłam się. Wszyscy stali na przeciwko mnie i bacznie się mi przyglądali. Wmurowałam wzrok w Mailka i ostrym głosem powiedziałam "Cześć". Odwróciłam się kierując się w stronę frontowych drzwi. Gdy je otwierałam do moich uszu dobiegł przestraszony głos stojącego za mną Liam'a. 

-Lana, ale co my mamy robić?

-Nic. Mówiłam już, ja się wszystkim zajmę.


-Dziękuję.- powiedział, a ja posłałam mu ciepły uśmiech. Lubiłam go, mimo to, że się mnie bał, był odważny i zrobiłby wszystko, aby tylko chronić najbliższych, tak jak ja. 


Gdy byłam już przy bramie usłyszałam ciężkie kroki stawiane przez kogoś z domowników, automatycznie odwróciłam głowę i spojrzałam na tą osobę groźnym spojrzeniem. Przede mną stanął pan Malik wpatrując się we mnie wzrokiem pełnym smutku, żalu i współczucia. Nic się nie odzywał więc zaczęła ja:

-Słucham pana?

-Lana.... ja nie chciałem. Przepraszam.

-Jest już za późno na przeprosiny. Już nic nie będzie tak jak kiedyś. Nic.

-Nie mów tak, proszę. 

-Prosisz? Ja cię prosiłam, żebyś mnie nie zostawiał i co? Nie dotrzymałeś słowa.

-Ale, ja myślałem, że tak będzie lepiej.

-Lepiej to będzie, ale jak nie będziesz do tego wracał. Nie znałeś mnie, nie znasz i nie poznasz. Teraz tak będzie lepiej. 

-Ja tak nie chcę! Chcę znów być przy tobie.

-Nierealne. Trzeba było pomyśleć wcześniej. 

-Lana proszę Cię, nie zostawiaj mnie teraz.

-Ty mogłeś, a ja nie mogę? Błąd. Teraz ja mogę wszystko, a nawet więcej. 

-Lana... proszę.

-Prosić to ty sobie możesz. Do widzenia Panu!- krzyknęłam i wyszłam z ich posiadłości. Wsiadłam do czarnego porsche i z piskiem opon odjechałam. Obserwowałam go jeszcze przez chwilę w lusterku auta dopóki nie zniknął mi z pola widzenia. Po 30 minutach dojechałam pod naszą posiadłość. Weszłam do środka o od razu ruszyłam do wspólnego gabinetu. Dziewczyny siedziały i dokładnie analizowały obrazy rejestrujące przez kamery. W tym pokoju miałyśmy pod obserwacją dokładnie cały Londyn. Oprócz małych telewizorów znajdowały się tutaj telefony, sprzęty, bronie, wyposażenie, specjalne ubrania. Mówiąc w skrócie, wszystko co jest potrzebne do naszej pracy. Zasiadłam na fotelu obok Jess i zaczęłyśmy rozmawiać.

-Coś się dzieje?-spytałam.

-Na razie nie.- odpowiedziała, a ja skinęłam głową.

-Wszystko z NIMI w porządku?- pytałam dalej.

-Tak, kule powyjmowane. Dochodzą do siebie. Wkrótce planują ponowienie akcji. Jutro będę miała dokładne informacje.

-Dobrze. Coś czuję, że szybko się od nich nie uwolnimy.


-Yhym.- przytaknęła Jessica i wróciła do dalszego monitorowania, a ja poszłam do swojego gabinetu. Siadłam na skórzanym fotelu, otworzyłam dolną szufladę, którą zawsze zamykałam na klucz i wyciągnąłem z niej czarne pudełko z napisem "On". Otworzyłam go i poczułam jak do oczu napłynęły mi łzy. W tym pudełku miałam wszystko. Wszystko za czym tęskniłam. Miałam tam mojego przyjaciela, Zayn'a. Wszystko z nim związane: zdjęcia, pamiątki, wspomnienia. Całą moją przeszłość. Po kolei zaczęłam wszystko wyjmować. Zaczęłam od naszyjników. Miałam ich kilka, bo Malik często mi je dawał, wiedząc, że kocham naszyjniki. Jeden z nich był cały złoty z literką "Z", jak Zayn. Do dziś pamiętam jak mi go dał. Prezent z okazji moich 13. urodzin, które są 13 marca. Mam do tego ogromną wartość sentymentalną. On ma takie wisiorek, ale z literką "L", jak Lana. Podarowałam mu go na jego urodziny. Kolejny naszyjnik miał na wisiorku napis "Best Friend Forever".
 W sumie to miałam połowę tego napisu, bo drugą część miał on. W taki sposób uczciliśmy drugą rocznicę naszej przyjaźni, która przypadała na 14 lutego, tak wiem walentynki.

Następny łańcuszek dostałam od niego, gdy po raz pierwszy rozstałam się z chłopakiem. Zayn podarował mi wisiorek z serduszkiem i kluczem do niego, aby nikt sam nie mógł wejść do mojego serca bez mojego pozwolenia. Teraz nikt tak nie ma dostępu. Moje serce jest zajęte przez osobę, która odeszła. Nikt inny nie zastąpi mi jej. Nie zabierze jej z mojego serca. Nie zrobię dla nikogo innego tam miejsca. Wciągnęłam jeszcze złotą bransoletkę ze znakiem nieskończoności i napisem "forever". 
To była czwarta i ostatnia rocznica naszej przyjaźni. Co było już nie wróci. A choćby nawet jeżeli tak, to nie w takim stopniu jak kiedyś... Jeszcze długo tak siedziałam wspominając i się dręcząc... Ból psychiczny...







*Zayn*


Nie mogłem w to uwierzyć. Ona. Moja słodka Lana. Zmieniła się nie do poznania. A to wszystko moja i tylko moja wina. Mogłem jej nie zostawiać. Zrobiłem źle, teraz to wiem. Wtedy myślałem inaczej, ale teraz to nie ma znaczenia co było kiedyś. To wszystko moja wina. I tylko moja.


Siedziałem sam w swoim pokoju odkąd ona poszła. Nie wiedziałem co mam ze sobą począć. Wyrzuty sumienia cały czas truły mi normalne myśli. Czułek się winny. Jestem winny. Wyjąłem z szafy pudełko podpisane "Kochana Lana" i zacząłem przeglądać jego zawartość. Tyle wspomnień związanych z nią. Szkoda, że tylko wspomnień. Jako pierwsze rzuciły mi się w oczy dwa naszyjniki. Jeden z literką "L", jak Lana. Drugi to połowa serca z napisem "Best Friend Forever". Zawiodłem  Nie dotrzymałem słowa. Zostawiłem ją kiedy mnie potrzebowała. Ale ona nie. Mimo, że 2 lata temu bardzo ją zraniłem ona tu dzisiaj przyszła i uratowała moje życie, nasze życie. Moje i chłopaków. Jestem jej za to ogromnie wdzięczny, ale też zły, bo naraziła się na niebezpieczeństwo. A to wszystko z głupoty. Przez to, że zerwałem z Hannah. Ale nie wytrzymałbym dłużej w tym związku. Moje serce należy do kogo innego i tak pozostanie na wieczność. Będę czekał na NIĄ. ONA jest moim przeznaczeniem. Choć na razie nieosiągalnym. Od nowa zdobędę jej zaufanie. I mimo, że nie będzie odwzajemniała moich uczuć, ja będę ją kochać jak nikogo innego. Moje serce należy do Lany. Mojej Lany.... 


Przeglądając stare fotografie poczułem jak po policzku spływa mi łza. Za nią kolejna i kolejna. Nie mogąc przestać o niej myśleć siedziałem zamknięty w swoich czterech ścianach, nie zważając na prośby chłopaków, abym wyszedł. Katowałem się wspomnieniami, przypominając sobie jej piękny uśmiech i magiczne oczy. Kocham ją...



Witam was kochani!

Jest nowy rozdział, piąty.

Dzisiaj napisałam cały. Nie miałam ostatnio weny więc wyszedł, jaki wyszedł.

Jak się wam podoba?

Proszę o komentarze!

To ważne!





wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 4 Teraz jest lepiej. Łatwiej się żyje. Nie martwisz się o jutro, nie czujesz nic oprócz żądzy zemsty i zapachu śmierci.

Rozdział 4 

Teraz jest lepiej. Łatwiej się żyje. Nie martwisz się o jutro, nie czujesz nic oprócz żądzy zemsty i zapachu śmierci.

♫ ♫ ♫ ♫ ♫ ♫ 



*Liam*

Jestem zdezorientowany. Ta dziewczyna. Ona, ona mnie przeraża. Wpada do nas do domu, potem zabija trzy osoby, patrzy na nas przeszywającym wzrokiem, a potem gada jakby nigdy nic z Niall'em. Ja już zgłupiałem. Uratowała nas czy nie? Niby nic nam nie robi złego, ale nadal nas nie rozwiązała. Ta sytuacja jest dziwaczna. Boję się...



*Louis*

Ta dziewczyna jest bardzo tajemnicza. Intryguje mnie, ale też przeraża. Bez żadnych skrupułów zabiła trzy osoby. Chyba, że jest tak dobrą aktorką, że nie dała po sobie poznać, że się tym przejęła. Nie mam zielonego pojęcia. No ale w sumie to nie jest taka zła. Bo patrząc z pozytywnej strony, wiemy, że nas nie zabije. Prawda? Przecież nas uratowała. 



*Harry*

Wiecie co pomyślałem jak po raz pierwszy ujrzałem tą dziewczynę? "Dobra dupa. Szkoda tylko, że znalazła się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. Taka ślicznotka, mam nadzieję, że jej oszczędzą ci gangsterzy." Ale teraz nie mam najmniejszego pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Ona jest niebezpieczna. Zabiła trzech mężczyzn, w dodatku starszych i silniejszych od niej. Kim ona do cholery jest? Gdy tu weszła w oczach tych gangsterów widziałem strach, panikę i wielkie zdziwienie. Czy oni bali się tej kruszynki? Bo ja tak. I to jeszcze jak!


*Niall*

Wiecie co? Ja się jej nie boję. Wiem, że to może wydawać się wam dziwne, bo zabiła trzech mężczyzn i w ogóle. Ale działała w słusznej sprawie. Uratowała nas. Nie byliśmy niczego winni więc działała po stronie dobra. Ci, których postrzeliła nie byli za "święci". Bo kto normalny załatwia takie sprawy poprzez przemoc? Przecież nikt nikogo nie może zmusić do miłości. A poza tym... Kto z takimi pięknymi oczami mógłby być zły? Co? Jak dla mnie ona jest fajna. Czuję, że się zaprzyjaźnimy. Wiem, że ona jeszcze nie jedno dla nas zrobi... Jest taka kochana. Naraziła siebie i swoje życie dla nas...


*Zayn*

Ja... ja nie wiem co powiedzieć. Czy to jest ona? Czy to jest moja Dalajlana? Przecież... przecież to niemożliwe. Jak? Jakim cudem ona tu jest? Dlaczego? Dlaczego przejęła fach po swoim ojcu. Przecież kiedyś nie chciała, za żadne skarby nie chciała być szefem takiego gangu. A teraz ona siedzi przede mną i tak bardzo jest mi jej szkoda. Widzę jej przerażający wzrok, który kiedyś patrzył na ludzi przyjaźnie. Jej piękne oczy wyrażające ból, a nie jak dawniej radość. Jej kruchą, ale tak silną sylwetkę. Jej piękną twarz, pokrytą delikatnie piegami, na której maluje się teraz chęć zemsty i determinacja. Słyszę jej przeraźliwie ostry ton głosu, którym kiedyś bez przerwy mnie rozśmieszała, mówiąc co chwile jakieś dowcipy. A to wszystko moja wina. Moja i tylko moja. Bo ją zostawiłem samą. Myślałem, że urywając z nią kontakt uchronię ją przed tym wszystkim. Myliłem się i to jak. Pogorszyłem sprawę i nic więcej. Ja... ja chciałem chronić tylko osobą, na której mi zależy i którą kocham ponad życie... Ale zniszczyłem ją. Nieświadomie, ale to zrobiłem. 




*Dalajlana*

Siedziałam w salonie w domu pewnego zespołu. Wpatrywałam się w nich przeszywającym głosem, a oni jak tylko mogli unikali go. To tak jakby jedno moje spojrzenie w ich oczy miało ich zamrozić. Fajne, ale niemożliwe. Oni najwyraźniej mnie się bali do tego stopnia, ale ja im nic nie zrobię. To, że ich nie rozwiązałam nie oznacza, przecież, że ich od razu pozabijam. To tylko konsekwencje, których chyba już wystarczy.

-Nie bójcie się mnie. Nic wam nie zrobię.- powiedziałam łagodniejszym głosem.

-Nie?- spytał zaskoczony chłopak w lokach.

-Nie.- odparłam.

-To dlaczego nas nie rozwiążesz? - zapytał po chwili chłopak w bluzce w paski.

-Przecież Blank za nic was by was nie przetrzymywał. Konsekwencje.

-My nic nie zrobiliśmy.

-Nie? Ja myślę, że jednak ktoś musi być przyczyną całego tego zajścia.- powiedziałam obdarzając po raz pierwszy wzrokiem Zayn'a, który złapał moje spojrzenie, patrząc na mnie ze smutkiem i żalem.

-Ale to jest bez sensu. Całe to zajście.- dodał lokowaty.

-Też tak myślę.- dodałam oglądając pokój dookoła i przyglądając się ogrodowi przez stłuczone okno.- Powinniście załatwić sobie jakieś porządne zabezpieczenia przed włamaniem. Dziwne, że nie macie nic takiego.

-Mówili, że nie potrzebne, bo to bardzo spokojna dzielnica. I nie było jeszcze tu żadnego włamania.- powiedział chłopak obcięty na krótko. Zdecydowanie muszę nauczyć się ich imion.

-Bo to prawda. Nie dopuszczę nigdy by komuś z mojego terenu coś się stało.- odrzekłam.

-Z twojego terenu?- spytał zszokowany loczek.

-Tak.

-Ale jakim cudem?- ciekawił się dalej.

-Normalnym. Mieszkacie na moim terenie. 

-Ale dlaczego o tym nie wiedzieliśmy?- oj zaczyna mnie on już wkurzać.

-Nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? -zapytałam się go.

-Ty i tak tam trafisz. Zabiłaś trzy osoby!- wykrzyknął kędzierzawy, a po chwili usłyszałam stłumiony głos pasiastego, który kazał mu się zamknąć.

-Ja nikogo nie zabiłam.- warknęłam.

-Ale jak to? Przecież oni... oni... dostali.- tym razem odezwał się chłopak, który uspakajał lokowatego.

-To, że dostali nie oznacza, że nie żyją. Wyjdą z tego za kilka dni, a wtedy wy będziecie musieli uważać. To są niewielkie rany. Zobaczycie.

-Żartujesz, prawda? To są małe rany?- spytał zdziwiony loczek.


-No tak.- odparłam obojętnie, dodając po chwili- Chyba mało w życiu widziałeś...


-Chyba tak.- podsumował, a w pomieszczeniu zapadła cisza. Mi to nie przeszkadza.


-A co miałaś na myśli, mówiąc, że będziemy musieli uważać?- spytał chłopak z włosami obciętymi krótko.


-Drogi...- zaczęłam i zrobiłam przerwę nie wiedząc jak ten chłopak ma na imię.


-Liam.- podpowiedział mi.


-A więc. Drogi Liam'ie: oni tak łatwo nie odpuszczą.


-Co masz na myśli?


-To, że wkrótce znowu tu zawitają, bo uraziłam ich dumę i będą się chcieli odegrać za wszelką cenę.


-Ale... ale w jaki sposób?


-Włamią się kilka razy, okradną, możliwe, że was pobiją, albo uszkodzą w trwały sposób...- zaczęłam wymieniać.


-Co? I ty tak spokojnie o tym mówisz? Przecież oni mogą nas zabić! Jak my się mamy przed takimi bandziorami bronić?- krzyknął lokers.


-Ciszej. Stoję obok. -upomniałam go.

-Może zgłosimy to na policję, zaczną ich szukać, a nam dadzą obstawę.- wycedził zmartwiony Liam na co zaczęłam się śmiać, a wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni.

-Z czego ty się śmiejesz?- spytał wkurzony loczek.

-Z was. Z waszej głupoty.- odparłam, a widząc ich zdezorientowane miny dodałam- Myślisz, że oni się policji będą bali to jesteś w błędzie. Będzie na odwrót. Policja wam nawet nie pomoże. 

-A to dlaczego? Przecież ciebie się bali to policji tym bardziej.- stwierdził kędzierzawy, a ja znowu się zaśmiałam.

-Jak ty mało jeszcze wiesz.- dodałam czochrając mu włosy.- Nie wiesz kim jestem, ani na co mnie stać.

-Widziałem.

-To nie wszytko.- powiedziałam, a w pokoju po raz kolejny zapadła błoga cisza, jednak po chwili przerwał ją zmartwiony Liam. Och, jaki on troskliwy. 

-To co my mamy zrobić?

-Nic.- odrzekłam.

-Jak to nic?

-Wy nic. Zostawcie to mnie. Wszystkim się zajmę.- odpowiedziałam.

-Ty? Ty nam pomożesz? 

-Tak. Nie zostawiam ludzi w potrzebie. A poza tym to mój teren i nikt nie będzie mi się wpier*alać w interesy.

-Ale co zrobisz?- pytali dalej ciekawi.

-Im mniej wiecie tym lepiej. Ale będziecie bezpieczni. Jak będzie wam coś groziło to zawsze ktoś się tu zjawi. 

-Skąd będziesz wiedziała kiedy będzie nam coś grozić?

-Mam swoje źródła. Mam kontakty na całym świecie, a Londyn to pestka.

-I co? Każdy tak ci wszystko mówi? 

-Tak, inaczej spieprzyliby sobie życie, ale w swoim czasie się przekonacie o co mi chodzi.

-Przerażasz mnie.- stwierdził Liam.

-O to w tym wszystkim chodzi.- posumowałam, siadając na kanapie wpadając w wir myśli, z których wyciągnął mnie ON:

-Nie będziesz się narażać dla nas.- stwierdził.

-Nie będziesz mi mówić co mam robić.- warknęłam.

-Nie chcę żeby cię zabili.

-Nie zabiją mnie, ewentualnie ja ich. Po za tym panuje tu prosta zasada: Oko za oko. Ząb za ząb. Życie za życie. Podsumowując  nikt nie wpier*ala się w moje życie i nie łamie moich zasad.

-Kiedyś taka nie byłaś. Ja Cię przepraszam. Chciałem dobrze.- zaczął Zayn.

-Jakoś ci nie wyszło. Ale wiesz... Teraz jest lepiej. Łatwiej się żyje. Nie martwisz się o jutro, nie czujesz nic oprócz żądzy zemsty i zapachu śmierci.- postraszyłam go trochę koloryzując swoje życie. Spojrzałam na niego ostrym wzrokiem i zauważyłam, że łza kręci mu się w oku, a twarz ma smutną i ponurą. Wziął na siebie odpowiedzialność moich czynów.

-Dziewczyno, nie mów tak. Nie byłaś taka.

-Byłam. Zwyczajnie mnie nie poznałeś dobrze i już nigdy nie poznasz.- powiedziałam wyciągając nóż z kieszeni i kierując się z nim w stronę Malika, po drodze słyszałam tylko krzyk "Nie rób tego", ale było już za późno. Podeszłam do niego i.......






Witam, witam was kochani! :*

Jak się podoba rozdział? 

Właśnie skończyłam go pisać. W sumie to dziś napisałam cały, wczoraj jedynie kilka zdań miałam i nie mogłam nic wymyślić, ale dziś miałam jakiś taki napływ weny i oto jest rozdział 4.

Proszę o komentarze!

Zachęcam też do oglądania i komentowania zwiastuna.

Linka na yt:




poniedziałek, 8 lipca 2013

Zwiastun bloga "I have got war in my mind!"

Hejka!

Dziś wieczorem z nudów postanowiłam trochę pobawić się Windows Movie Maker i stworzyłam coś takiego:






Jak się wam podoba to "cudeńko"? 

To mój pierwszy filmik i proszę was o szczerą opinię.

Pozdrawiam

Dija;)



czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 3 Gdyby nie on nie byłabym tym kim jestem.

Rozdział 3

Gdyby nie on nie byłabym tym kim jestem.



*Scott*

Zbliżała się godzina 18 i zaraz musieliśmy ruszać na miejsce dzisiejszej "akcji". Była ona doskonale zaplanowana, nie mogło coś pójść nie tak. Wszystko jest zrobione w ten sposób, aby nikt spoza naszego gangu nie dowiedział się o naszych planach. Nikt. Każdy z pewnością poinformowałby JĄ, każdy. Mam nadzieję, że nic nie wie i, że się nic nie dowie, bo wtedy będzie już po mnie. Tak, wiem, że tchórzę, ale jest się naprawdę czego bać. Ona jest niesamowita w tym co robi, a do tego patrząc na jej wiek jest naprawdę za młoda na swoje stanowisko. Jednak ma dziewczyna potencjał. W wieku 18 lat zna ją każdy z naszego fachu, może nie osobiście, ale na pewno o niej słyszał. Jest dla wielu przykładem i autorytetem, ale także w pewnym sensie postrachem...

Kwadrans po osiemnastej wyruszyliśmy czarnym BMW do naszego dzisiejszego celu. Na akcję nie brałem wielu osób, żeby pozostać mniej niezauważalnym, chociaż przyznam, że więcej niż 5 osoby by nam się przydało. Pojechał ze mną Will, Matt, James i Alex- najlepsi. Równo wpół do 19 stanęliśmy pod wielką willą. Czas rozpocząć tą ryzykowną akcję.

-Will i Matt wchodzą ze mną do środka domu, a wy dwaj obstawiacie dom dookoła. Pilnujcie, aby nikt tutaj nie wszedł.-powiedziałem szybko- Gotowi?- zapytałem, a oni skinęli głowami i już ich nie było. Zaczęliśmy wykonywać swoją pracę...


*Dalajlana*

Dochodziło wpół do dziewiętnastej a my już czekałyśmy, schowane za drzewami aż nasi przeciwnicy wysiądą i się rozdzielą. Długo nie musiałyśmy czekać. O równej 18.30 czarne BMW podjechało pod willę zespołu (szczerze mówiąc nawet nie wiem jakiego). Po chwili wysiadło z niego 5 mężczyzn, między innymi Scott- szef i się rozdzielili. Scott, Matt oraz Will (tylko tych znałam) weszli do środka a dwóch pozostałych obstawiało dom.

-Dziewczyny ja wchodzę do środka, a wy zostajecie na zewnątrz i pozbywacie się tych dwóch.- wydałam rozkaz.


-Ale nie możesz iść tak sama. Pomożemy Ci.- odezwała się Layla.


-Nie. Ja wchodzę, a wy zostajecie.- potwierdziłam swój rozkaz.


-Okej. Trzymaj się.- powiedziała Jess, gdy zbliżałam się do drzwi domu.


-Wy też.- odpowiedziałam, po czym się rozdzieliłyśmy. Było nas trzy na pięciu. Ale damy radę. Jesteśmy bardziej wyszkolone niż oni. Pomijając fakt, że jesteśmy kobietami. Wygramy.



*Scott*

Rozdzieliliśmy się. Ja, Will i Matt po cichu weszliśmy do środka. O dziwo drzwi były otwarte. Myślałem, że będziemy musieli się włamywać, ale o dziwo poszło nadzwyczajnie prosto. Na pierwszy rzut oka widać, że mieszka tutaj kilkoro chłopaków. W domu nie było za czysto. Wszędzie się coś walało, ale teraz nie jest to istotne. Oni, a dokładniej on musi ponieść konsekwencje swoich czynów.

Powoli zbliżaliśmy się do pokoju, z którego dobiegały krzyki. Stwierdziłem, że są tam wszyscy, cała piątka. Nie było to trudne. Wystarczyło uważniej się przysłuchać, a dało się rozróżnić bez szczególnego trudu pięć głosów. 
Zakradliśmy się tak, że nas nie zauważyli, ani nie usłyszeli, co spowodowane było wysoką głośnością telewizora oraz ich głośnymi rozmowami. A poza tym na pewno nie spodziewali się tego typu "gości". Wręcz idealne warunki do pracy. Nieprawdaż?

Odwróciłem głowę do chłopaków, którzy szli zaraz obok mnie i cicho skinąłem głową, co oznaczało "teraz" i rozpoczęcie cierpień. Złapaliśmy chłopaków tak, aby nie mogli się ruszyć. Will dwóch, Matt też, a ja przygwoździłem Zayn'a (bo wiedziałam tylko jak on wygląda) do krzesła i unieruchomiłem. Nie stawiał sprzeciwu, był zaskoczony. Zgłupiał. Nie wiedział co się dzieje. Pozostała czwórka trochę się szamotała ówcześnie widząc co się dzieje z głównym celem naszej wizyty, ale po chwili chłopaki skutecznie ich obezwładnili, kolejno przywiązując do krzeseł. Teraz nie mieli żadnych szans na ucieczkę czy wezwanie jakiejkolwiek pomocy. Zero. Nic. 


-Czego chcecie? Pieniędzy? Dam wam nie ma sprawy, ale nas puśćcie.- wykrzyknął Mulat.


-Nie. Nie przyszliśmy po pieniądze.- odparłem spokojnie.


-To po co?- warknął.


-Po to, abyś poniósł konsekwencje swoich czynów. 


-Co?- spytał wściekły i zdezorientowany.


-To co słyszałeś. Konsekwencje.


-Co ty pieprzysz? Jakie konsekwencje?- krzyknął po raz kolejny.

-Nie musisz krzyczeć, stoję obok i  zapewniam Cię, że mam doskonały słuch.- powiedziałem w pełni opanowany.


-Jak mam nie krzyczeć, skoro jakaś pieprzona gangsta wpie**oliła mi się do domu i przetrzymuje?


-Po pierwsze: trochę szacunku. Po drugie: my was nie przetrzymujemy. Nadal jesteście u siebie, my jedyne nieco zmniejszyliśmy wam swobodę poruszania się.- warknąłem.


-I jeden chuj.


-Jak powiedziałem: szacunek. Więc odzywaj się trochę milej.- upomniałem go, dodając szybko zaraz, widząc, że chciał coś powiedzieć- A teraz posłuchajcie uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzał.





*Dalajlana*

Weszłam do środka i jak zdążyłam zauważyć Blank rozpoczął już swoją akcję. Ach, co za kretyn. Aż mi go żal. Nie zaplanował tego perfekcyjnie. Stałam i przysłuchiwałam się ich ostrej wymianie zdań. Najwidoczniej jeszcze nie spostrzegli, że tu jestem. To dobrze. Mogłam poznać sedno sprawy. Lubię wiedzieć, co jest przyczyną przykrej sprawy. Uśmiechałam się cwaniacko dopóki nie usłyszałam głosu. Jego głosu. Głosu, który mrozi mi krew w żyłach. Po którym przeszedł mnie dreszcz, a moje myśli powędrowały daleko w przeszłość. To nie może być on, a choćby nawet to nie jest już taki sam. Ja też nie. Jednak po chwili powróciłam do rzeczywistości i w dalszym ciągu przysłuchiwałam się rozmowie, aby wyczuć idealny moment do przerwania akcji. Wysłałam tylko jeszcze krótkiego SMS, którego treść brzmiała "Będziesz potrzebny. Przyjedź jak najszybciej do....[adres]".

-I jeden chuj.

-Jak powiedziałem: szacunek. Więc odzywaj się trochę milej.- upomniał go, dodając szybko- A teraz posłuchajcie uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzał. Nie wolno ranić mojej siostry.


-Ale ja nie znam twojej sios...- zaczął TEN głos- Ha.. Hannah?


-Tak, Hannah Sweet. Twoja była dziewczyna, którą rzuciłeś wczoraj dokładnie. I wiesz, jeżeli ona cierpi to sprawca jej cierpienia również. Taka kolej rzeczy. Więc chcąc nie chcąc, ty też musisz. Nie ma wyjątków. Będziesz musiał...- i tu zaczął wyliczać niezbyt pomysłowy Scott konsekwencje dla NIEGO. Było to coś typu: musisz to niej wrócić, robić co ona chce, zrobić z niej gwiazdę itp., bo jak nie to skończy niemiło. Ach, cudaśnie. Myślałam, że na więcej go stać.- Tak jak mówiłem: nie ma wyjątków.- zakończył swój monolog i wtedy wkroczyłam ja:


-Wydaje mi się, że w tym przypadku jednak zrobisz wyjątek.- powiedziałam stanowczym głosem, a wszystkie 8 par oczu zwróciło się ku mnie, patrząc zdziwionym i przerażonym wzrokiem. Każdy tam zgromadzony bał się mnie. Dziwne? Nie wiem.


-Co.. co ty tutaj robisz Dal?- spytał zszokowany Scott.


-O to samo mogę spytać ciebie Blank.- warknęłam.


-Ja tylko odwiedzam swoich przyjaciół.- wybrnął.


-Tak? To bardzo ciekawie wyglądają te twoje odwiedziny.


-No wiesz... każdy woli co innego.


-Tak, tu się zgodzę. Ja na przykład wolę porządek i zasady, a ty najwidoczniej wolisz wpie**alać się komuś w interesy.


-Yyy... tak wyszło.- zająkał się.


-Tak wyszło powiadasz... Tak wyszło. Ciekawe... A co ty na to, żeby tak całkiem przez przypadek wyszło tak, że tegoż otóż przepięknego wieczoru skończyłbyś swój marny żywot.- zaproponowałam.


-Wolałbym nie.


-Wolałabym tak. Przynajmniej nikt nie wpieprzałby się na mój teren.


-Musiałem.


-Nic musiałeś. Nie mogłeś. A jednak złamałeś zasady.


-Tak, ale to był jeden jedyny raz.


-A mam pewność, że drugi raz się to nie powtórzy?


-Yyy.. to ten.. tak.- wydukał w końcu.


-Nie.- odpowiedziałam ostro, przyglądając się mojemu przeciwnikowi, który delikatnie skinął głową, dając tym samym znak swoim kompanom, aby mnie zaatakowali, ale mnie się nie da przechytrzyć. W ułamku sekundy sięgnęłam po pistolety. Jednym celowałam w Scotta, a drugim w Willa i Matta, którzy podążali już w moim kierunku, aby mnie obezwładnić. Co? Myśleli, że jak dziewczyna to się nie umie bić? Myśleli, że jak dziewczyna to nie zabije? Błąd, ogromny błąd.


 Wycelowałam w Willa. Nacisnęłam spust. Kula poszybowała w powietrzu trafiając go prosto w rękę. Padł.


Wycelowałam w Matta. Nacisnęłam spust. Kula poszybowała w powietrzu trafiając go prosto w udo. Padł.



Wycelowałam w Scotta. Nacisnęłam spust. Kula poszybowała w powietrzu  po torze, który zmieniłam w ostatniej chwili. Trafiłam w okno. Szyba rozprysła się na miliony kawałeczków, przestraszając przy tym cały zespół. Każdy wpatrywał się we mnie ze strachem w oczach, nawet Blank. Mierzyliśmy się ostro wzrokiem. Panowała cisza, którą po chwili przerwał dźwięk nadchodzących dziewczyn. Weszły do środka i nawet one były zszokowane tym co zrobiłam. 


-Dal....-zaczęła Layla, ale ja jej przerwałam.


-Transport załatwiony. Przewieźcie ich w odpowiednie miejsce, wszystkich  pięciu.- powiedziałam naciskając spust i celując wprost na Blanka, dwa razy pod rząd. Trafiło go. Dostał. Był ranny. To się liczyło. Nie mógł zaatakować ze zranioną nogą i ręką. Dziewczyny po 5 minutach pozbyły się już rannych odwożąc ich tam gdzie ich miejsce. Zostałam sama. Sama z czwórką nieznajomych chłopaków i NIM, winnym całego dzisiejszego zdarzenia. 


Gdyby nie on nie byłoby tej dzisiejszej akcji.

Gdyby nie on nikt by nie ucierpiał.
Gdyby nie on nie byłabym tym kim jestem.
Gdyby nie on nie żył by już.
Gdyby mnie wtedy nie zostawił dziś bym ich nie uratowała.

Życie za życie.

Mój przegrany los za jego szczęście.
Mój ciężki grzech za cztery osoby i JEGO.
To wszystko przez NIEGO.


Usiadłam na sofie bacznie przyglądając się całej czwórce. Tylko jego nie zaszczyciłam swoim spojrzeniem. Nie zasługiwał. Konsekwencje. 


Nadal siedzieli związani na krzesłach. Nie miałam zamiaru na razie ich oswabadzać Konsekwencje to konsekwencje. 



-Dziękuję Ci.- odrzekł nieśmiało blondyn z niebieskimi oczami, ale gdy zobaczył, że na jego słowa się uśmiechnęłam dodał po chwili- Masz śliczne  oczy. Są takie podobne do moich.- pozostali z zespołu zwrócili się do niego mrożąc go wzrokiem. Bali się. Bali się mnie. Bali się, że coś mu zrobię. Nie miałam zamiaru ich krzywdzić, jedynie trzymać w takim przekonaniu.- Dziękuję Ci jeszcze raz.- powiedział po chwili przerwy. Wstałam z kanapy i podeszłam bliżej nich zapalając papierosa. Oglądałam ich twarze (oprócz  JEGO twarzy) w celu zobaczenia czy nie mają żadnych ran. Nie mieli to dobrze,


-Interesujące... nie macie ran- podsumowałam jego wypowiedź  wypuszczając dym prosto na twarz chłopaka z loczkami.- Proszę.-dodałam, spoglądając na blondyna. Wyciągnęłam ku niego rękę i się przedstawiłam:


-Dalajlana.


-Niall.- powiedział wyciągając rękę na tyle ile mógł uśmiechając się przy tym.


-Miło mi Cię poznać.- dodałam poluzowując sznurek, którym był przywiązany do krzesła.


-Mi Ciebie również. 


-Jak się masz?- spytałam kucając obok blondaska.


-Głodny jestem.- stwierdził, a na jego słowa usłyszałam ciche szepty, który niosły przesłanie "Nic nie mów. Głupi jesteś. Jeszce Cię zabije.".


-Słyszałam.- powiedziałam odwracając głowę do chłopaka o ciemnych blond włosach i ciemnych oczach.- Co byś zjadł?- zapytałam odwracając głowę do Nialla.


-Hmm, pizzę. Jest w kuchni.- powiedział po dłuższym zastanowieniu się, po czym bez słowa wyszłam z pomieszczenia. Poszłam do kuchni, wzięłam pizzę i wróciłam do salonu. Podeszłam do blondynka podając mu 3 kawałki pizzy.


-Dziękuję. Jesteś wielka.- powiedział zajadając przysmak.


-Proszę.- odpowiedziałam znowu siadając na sofie i bacznie się im przyglądając. Jestem ciekawa ile tak wytrzymają.


-A jak tam u ciebie?- spytał po chwili Niall, gdy kończył już jeść drugi kawałek pizzy.



-Dobrze.







Witam was kochani!

Jak się wam podoba rozdział?

Proszę o komentarze. To naprawdę ważne.

Zapraszam na zwiastun.